Zły zły zły dzień... nie mam na nic siły, to chyba przez ciśnienie. Do tego głowa, pierdole dziś wszystko i umieram.
Zastanawiam się czy gdy jecie mało nie macie tak, że czujecie się słabsze? Nie macie siły i ochoty na wiele rzeczy?
Ja zwykle, gdy byłam na diecie czułam się nie za ciekawie, mało mnie cieszyło i nie śmiałam się tak często...
bilans:
śniadanie: płatki fitness (180) + zielona herbata
obiad: 3x sonko (60) + 1,5 plasterka sera żółtego (110) + jabłko (60)
podwieczorek: kawa 3in1 (75) + kinder delice (191)
kolacja: 40dag arbuza (120) + zielona herbata
_________
razem: 796 kcal/ 1000kcal
Mogłam nie jeść tego kinder delice, ale to moja słabość, a że było to zgrzeszyłam, eh...
I nie ćwiczę dziś, nie dam rady.
Chyba schudłam kilogram, ale muszę się upewnić i poczekać kilka dni. Zastanawiam się nad jednodniową głodówką w piątek, tak samo zrobiłam dwa tygodnie temu jak mi się waga zatrzymała i wtedy straciłam kilogram, ale boję się, że spowolnię sobie mój, i tak już rozwalony, metaboliz.
Jakoś boję się jutro wejść na wagę, boję się każdego dnia, że pomimo wysiłku to liczba kg się zwiększy.
Głupia byłam jak byłam mała, zaczęłam się odchudzać już w 5 klasie SP, chociaż w ogóle nie było mi to potrzebne. Miałam chyba kompleks na punkcie tego, że zaczęłam się już wtedy zaokrąglać, cycki mi rosły etc. Potem tyłam i chudłam na zmianę. W wakacje przed 3kl gim stosowałam kopenhaską , ale tylko do momentu jak przestałam chudnąć, jakieś 9dni, trzy dni pod rząd waga stała w miejscu więc pierdoliłam to. Potem za miesiąc znów przeszłam, ale tylko na 5dni, rzygałam wtedy już piersią z kurczaka. Wtedy ostatni raz widziałam swoje kości biodrowe. No i w wieku 17 lat doszłam do najwyższej wagi 59kg. Nie chcę już tych efektów jojo, mogę się odchudzać nawet rok, ale chcę schudnąć trwale, naprawdę. Jest mi siebie tak cholernie wstyd...