tak. co rok o tej samej porze. kończy się wspaniałe lato. zaczynają się deszcze. wzrastają amplitudy temperatur. robi się zimno.
nie pojawia się już słońce. wyciągam ze swojej starej szafy zielone rękawiczki i zieloną arafatkę. zakładam ciepłą kurtkę. ubieram jesienne buty, po to by nie przemokły mi w kałuży.
wracam do domu. i chce mi się płakać, że już kończy się lato, że zaraz zacznie się zima, że niedługo minie kolejny rok w moim życiu. i zacznie się nowy. i już nie będę mogła wrócić do starych problemów, bo pojawią się następne. tyle, że trudniejsze. muszę stać się bardziej odpowiedzialna, pracowita. zacząć dbać o swoją przyszłość. będę musiała spoważnieć, dojrzeć.
właściwie ciagle chce mi się płakać. może wypłakałabym z siebie całe zło.
tęsknię za czasem, gdy byłam dzieckiem, a wszelkimi moimi problemami zajmowali się rodzice. to oni wydawali pieniądze na mnie. teraz to ja daję im pieniądze. wydaje się, że mając te naście lat nic nie można. a jednak. wielki błąd. naście to niewiele. ale dużo by już coś zdziałać. można już zacząć się rozwijać. ułatwiać sobie przyszłość.
zaczyna się depresja. nie potrwa długo. smutno mi. i nie mam ochoty na nic. najchętniej schowałabym się pod kołdrę na dwa tygodnie i wychodziła tylko do toalety. i mam wiele powodów do radości, ale to taki okres w roku. jesienny, deszczowy, smutny, płaczliwy, że jednak sprawy złe mają górę. przypomina się każde zło, jakie wyrządziłam, smutki, jakie komuś sprawiłam. wszystko. i zdaję sobie sprawę, że wcale nie jestem taką złą osobą. i nigdy nie byłam i już nie będę matką teresą.
***
czegoś mi dziś bardzo brakowało. czegoś bardzo ważnego.
i tak już chyba będzie zawsze. trzeba się z tym pogodzić.
w końcu nie jestem jedyna, a ciągle o tym zapominam.
***
;**
.Moje Kochane Słoneczko.
;**