Wiec jade po pracy do domu na rowerze. Deszcz napieprza taki ze po chwili juz mi nie przeszkadzalo czy na mnie pada z gory czy z dolu - dzien wczesniej przyszly blotniki, ale stwierdilem, ze przeciez nie bedzie padac to nie musze od razu ich montowac (tu jak pada to slimaki wychodza, a dzis musialyby chyba w batyskafach wyplynac).Do tego musze dodac, ze mialem do 18 dzis pracowac a skonczylem po 22 wiec w ogole nie przygotowany i w krotkich spodenkach sobie jechalem.
Pomimo oczywistych zalet jazdy w taka pogode jechalo mi sie calkiem przyjemnie. Drugi dzien na rowerze po chyba trzy-letniej przerwie, wiec kondycja wlasciwie zadna. Jak mnie znajomy zobaczyl pierwszeg dnia to sie pytal czy karetke wzywac.. Ale dzis jechalo mi sie calkiem luzno i to na tym najciezszym biegu.
W pewnym momencie zauwazylem ze obok mnie na chodniku biegnie murzyn (nie ze rasistowsko tu wyskakuje, ale Ci co olimpiady ogladaja to wiedza co Ci ludzie potrafia). Wiec przyspieszam a on sobie biegnie. Naprawde zapierdalalem ile wlezie, a on wygladal jakby sobie truchtem biegl..
Drugi dzien dopiero i juz mi sie odechciewa jak mnie truchtem wyprzedzaja :P