Dziwnym, magicznym wręcz sposobem nie mam humoru. Ojeju.
Znaczy się, miałam humor praktycznie przez cały dzień, minęła 20 i już nie jest mi do śmiechu.
Rany boskie.
Dobra, dość tego monotonnego zamartwiana się wszystkim co popadnie, bo oficjalnie można zwariować.
Mam serdecznie dość użalania się nad sobą, światem i innymi bezsensownymi rzeczami, więc ogłaszam koniec.
Teraz zaczynamy od nowa i wszystko ma być perfekcyjnie idealne.
Kto słyszy sprzeciw? Jaki sprzeciw? Ty słyszysz sprzeciw? Ja słyszę?
Chyba komuś coś się zdaje.
Co jest jutro? Aha, no tak - rajd. Naprawdę chce mi się na niego jechać.
Wręcz pałam ambicją i chęcią pokonywania kolejnych kilometrów i ponownego męczenia
się z włosami, bo znając moje szczęście - będzie padał deszcz x.x
Supeer!
Miałam coś zrobić.
Posprzątać pokój [*] potem.
Fabian nie może znaleźć namiotu i zapewne Cristi go zabije, ale cóż.
Bądźmy szczerzy, pewnie ta kupa złomu już dawno leży na śmietniku, a
Fabiemu się tylko zdawało, że nadal jest gdzieś w szafie.
Kurde mać.
Oj, oj - zapowiadają się nieciekawe wakacje. Chyba potrzebuję natychmiastwej
listy planów na te miesiące, bo montonność codzienności mnie zabije [*]
,,Tu powinno być coś napisane, ale komuś się nie chce wymyślać zdań. Amen kochanie."
E V E R Y B O D Y T H I N K S I ' M W E I R D
i strasznie mi z tego powodu wszystko jedno.