photoblog.pl
Załóż konto

Trochę o tym co mnie wkur*ia.

Trochę nie ładnie z mojej strony, wczoraj się nawet z Wami nie przywitałam, nie przedstawiłam :)

 

Mam 24 lata, dwójkę dzieci, psa, własną małą działalność, depresję, masę problemów, zaburzeń psychicznych i jeszcze więcej rzeczy, które mnie wkur*iają. Tak się zastanawiałam o czym właściwie mam tu pisać, to miała być pewnego rodzaju "terapia", chciałam się skupić może bardziej na psychologi, swojej chorobie, ogólnie zaburzeniach, ale myślę, że będzie tu tak trochę o wszystkim i o niczym. Może, więc dziś o tym co faktycznie mnie wkur*ia, a dokładniej wkur*wiło dziś rano, a jeszcze bardziej chwilę temu.

 

Ludzie - tak, potrafią strasznie wkur*iać. Zwłaszcza wtedy, gdy nie potrafią posługiwać się tym, co prawdopodobnie jednak mają w swojej głowie (chyba, że faktycznie wypadło, nawiązując do obrazka, który wstawiłam). Zajmuje się sprzedażą ubrań przez internet od kilku lat. Oprócz tego, że mam swoje grupy sprzedażowe na FB, swoje Fan Page i masę stałych, wieloletnich klientek, to aktywnie udzielam się i ogłaszam na innych, ogólnopolskich grupach sprzedażowych. To normalne, jeśli chcesz się dalej rozwijać, zdobywać nowych klientów, więcej zarabiać, tworzyć jakieś fajne projekty... Na takich ogólnosprzedażowych grupach codziennie możemy czytać o tym, co wkur*ia innych, nie tylko sprzedawców, ale i również kupujących. Codziennie czytam setki postów m.in. o tym, jakie to denerwujące, gdy ktoś wrzuca coś na sprzedaż bez konkretnego opisu danej rzeczy, stanu i przede wszystkim ceny. Wiecie, coś na zasadzie: "po ile te ziemniaki?! - priv" (pewnie widzieliście :D). Osobiście jest to denerwujące i ze strony kupujących, jak i sprzedających. Kupujących denerwuje to, że stan i cena danych przedmiotów, to jakaś ogromna tajemnica i trzeba się czasem dosłownie prosić o uchylenie rąbka tajemnicy przez kilka godzin, w efekcie wiele osób omija tego typu posty i tracimy potencjalnych klientów. Ze strony sprzedawcy - mnie osobiście denerwowałoby wrzucenie takiego posta na stu grupach i odpisywanie później na trylion zapytań o stan, rozmiar i cenę. Dlatego też codziennie, zanim wrzucę na ponad 150 grupach swój post sprzedażowy, poświęcam kilka minut dłużej na dokładny opis przedmiotu, rozmiary, ceny, opis odbiorów osobistych, zasad przebiegu transakcji, wysyłki itp. Zajmuje mi to około 10-15 min, zamiast np. 2-3 minut, gdybym wrzucała same zdjęcia, ale robię to z myślą o innych, żeby zaoszczędzić ich czas, żeby nie mysieli dopytywać i czekać, aż łaskawie po kilku godzinach znajdę ich zapytanie i odpowiem, w jakiej cenie jest ta sukienka. No i nie zapominajmy tu o zaoszczędzeniu mojego własnego czasu, którego i tak nie mam dla siebie i bliskich zbyt wiele. Posiedzę 10-15 min, ale później nie muszę jak idiotka siedzieć ponad pół dnia i odpowiadać na milion zapytać o cenę, czy rozmiar...

 

No cóż, tak się składa, że moją teorię można obalić już w 30 sekund po wrzuceniu posta do sieci. Zaledwie po chwili dostaje mase wiadomości, mase komentarzy: cena? jakie rozmiary? czy na XL będzie dobre? (chociaż sukienka jest S,M) czy wysyła Pani za pobraniem? jaki koszt wysyłki? gdzie można odebrać? skąd Pani jest? a jakie kolory? ...no więc mój plan z zaoszczędzeniem czasu nie wypalił, no i jednak muszę siedzieć jak idiotka i cierpliwie odpisywać na masę tych durnych zapytań, bo przecież ciężko jest przeklikać sobie zdjęcia, żeby zobaczyć wszystkie dostępne kolory, albo nie daj Boże przeczytać opis wystawionego przedmiotu! Cierpliwości mam dość sporo jeśli chodzi o klientów i ogólnie obcych ludzi, ale po kilku godzinach i przy odpisywaniu na ponad setną wiadomość z tymi samymi zapytaniami nie mam już siły, więc zdarzy mi się grzecznie napisać "Wszystkie informacje na temat przedmiotu znajdzie Pani w opisie wystawionej aukcji", czy coś w tym stylu.. - to był błąd, jeszcze zostanę zbluzgana. To w końcu wkur*ia Was jak musicie się po trylion razy pytać o cenę, bo sprzedawca robi z tego wielką tajemnicę, czy wkur*ia Was to, ze sprzedawcy każą Wam czytać jakiś durny opis wystawionego przedmiotu na sprzedaż?! ... Nigdy nie dogodzisz :)

 

Kolejna sytuacja. Na FB posługuje się trzema kontami (prywatne + dwa firmowe), mam w sumie 3 Fan Page i obecnie już tylko dwie grupy sprzedażowe, które co prawda są chwilowo zawieszone przez brak czasu na ich poprawne funkcjonowanie, no ale są :) Na jednej ze stron pisze do mnie Pani, której totalnie nie znam. Jej nazwisko nie mówi mi totalnie nic, twarz tym bardziej. W dodatku mieszka kilkaset km ode mnie, pisze na stronie mojego sklepu stacjonarnego, który prowadzę sporadycznie, głównie raz w tygodniu wrzucam zdjęcia nowości, które pojawiają się w sklepie i promuję w grupach, które dotyczą sprzedaży w moim rodzinnym mieście. Pani już na wstępie się do mnie przypruła, bez żadnego dobry wieczór, bez żadnego słowa wyjaśnienia, od razu twardo, "z buta wjechała" i jedzie z wyzwiskami w wiadomości prywatnej. Kultury za grosz, no ale wiadomo, jako sprzedawca ja akurat muszę potrafić się zachować. Pytam więc grzecznie o co chodzi i próbuję uspokoić ową Panią. Ta wybucha jeszcze bardziej, bredzi coś o tym, że nie potrafię zdobyć klientów, jestem "kserokopiarką" i powinnam włożyć więcej "angażacji" (cokolwiek to znaczy) w swoją firmę.. już po tym wiedziałam, że możemy się nie dogadać :) Napisałam więc, że jeśli Pani nie potrzebuje niczego wyjaśnić i nie potrafi napisać o co chodzi, to życzę przyjemnego wieczoru i kończymy dyskusję, na co oczywiście Pani wyjechała mi z tym, że mam tupet i ogólnie brak mózgu, przy jakoś tak nie bardzo radziła sobie ze złożeniem chociażby jednego poprawnego zdania i używała słów, które właściwie nie istnieją (ANGAŻACJA). Stwierdziła również, że mogłabym sobie być kserokopiarką, gdybym chociaż miała klasę - aż wejść na jej profil i przejrzeć dokładnie wszystkie zdjęcia. Już samo profilowe mogło mi o Niej wiele powiedzieć, ale nie lubię z góry oceniać ludzi przez pryzmat tego jak wyglądają. Za wiele może tam nie miała, ale kilka zdjęć + kilka komentarzy wystarczyło, żebym miała chociaż częściowe rozeznanie w tym, z kim mogę mieć do czynienia. Napisałam więc, że na temat klasy owa Pani nie powinna się wypowiadać i jeśli ma mi coś do zarzucenia to prosiłabym wprost, bo póki co nie dowiedziałam się niczego konkretnego, nie ma argumentów i ogólnie nic ciekawego do powiedzenia, nie jest nawet z mojego rodzinnego miasta, a wypisuje o jakimś nieuczciwym pozyskiwaniu klientów na stronie mojego sklepu stacjonarnego (WTF?!). Dodałam również, że albo jej się coś pomyliło, albo może mieć jakieś poważne zaburzenia i ponownie życzyłam przyjemnego wieczoru. Pan poczuła się tak urażona, że powtórzyła tylko kolejny raz, że nie będzie dyskutować z "kserokopiarką" i nie da mi się sprowokować. Hmm.. tylko w jaki sposób? Koniec końców nie dowiedziałam się do tej pory o co właściwie owej Pani chodziło, na jakiej podstawie w ogóle zaczęła rzucać takimi "oskarżeniami", jedyne co zdążyłam jeszcze na koniec dodać (no i tu można mi już śmiało zarzucić, że jestem wredną su*ą), to że jeśli chce kogoś atakować i wytykać mu brak klasy, to powinna nauczyć się poprawnie pisać i używać słów, które istnieją, a także to, że domyślam się iż wiedzy nie wstrzykują kwasem hialuronowym, ale można czasem np coś poczytać, zamiast robić cyrk w internecie.

 

No cóż.. nie mam pojęcia skąd to wszystko się bierze i dlaczego ludzi tak bardzo boli wysilić trochę swoje szare komórki.. Chociaż, jeśli już na prawdę nie potrafią sprawnie posługiwać się tym co mają w głowach, to mogliby np nauczyć się rozmawiać, słuchać, argumentować, mówić otwarcie co do Ciebie właściwie mają - w jakikolwiek sposób.

 

No, to chyba tyle na dziś. Jestem mega przeziębiona, więc zanim pójdę jutro na kilka godzin marznąć w moim małym, nieuczciwym sklepie, to wykorzystam te kilka godzin na "ciepły sen" i może jutro będzie troche mniej wkur*iający dzień :)

 

Wam również życzę, żeby nic Was jutro nie wkur*iło <3 Dobranoc!

Dodane 17 LUTEGO 2019
41