Wiecie jak to było z moim wegetarianizmem?
Pewnego dnia stwierdziłam, że przechodzę na wegetarianizm, bo tak, bo chciałam.
I tak od ponad trzech lat nie jem mięsa.
Zdecydowanie to była moja najlepsza, nieprzemyślana decyzja w życiu.
Teraz wszystkie postanowienia zawsze dokładnie analizuje.
Zazwyczaj wszystko odpuszczam po trzech dniach.
Dzisiaj od godziny 17 to zmieniam.
Wszystko stawiam na jedną kartę.
Właściwie to zmieniam wszystko.
Począwszy od swojej głowy i podejścia do K.
Nie będę się dołować i niszczyć sobie życia, bo on mnie nie chce. O nie!
Skoro mu na mnie nie zależy to trudno, nie będę rozpaczać.
Kiedyś trafię na osobę, która będzie mnie kochać i ja będę kochać tą osóbkę.
Wcale to nie musi być teraz, może nawet być za lat 15, 50..
Nie ważne kiedy.
Nie muszę wiązać się z K na całe życie.
Nie muszę się dla niego zmieniać, nie muszę akceptować tego co mu się nie podoba i jak być powinno.
Niczego nie muszę!
Chcę i będę szczęśliwa.
Bez niego.
Po 18 latach smutku (no może 12) biorę swoje życie w swoje ręce.
Stawię czoło swoim demonom.
Przestanę się bać samotności i sprawię, że będzie ona moim atutem.
Pokocham też siebie.
Pozbędę się depresji i innych skrzywień psychicznych.
Niedługo będę się z tego wszystkiego śmiała!
I wiem, że będzie cholernie trudno, ale mam to gdzieś.
Nie będę całe życie zabijać się od środka i patrzeć jak wszystkie moje szanse przelatują mi przed nosem.
Po za tym Norwegia sama się nie zwiedzi.