Pojawił się w moim życiu akurat wtedy, kiedy zapanował w nim spokój po trzęsieniu ziemi.
Wyglądał i zachowywał się jak spełnienie marzeń. Dzwonił, prosił o spotkania..
Słuchał mnie z taką uwagą, jak nigdy nikt. Mówił do mnie tak, że nie łykałam śliny, żeby niczego nie uronić.
Patrzył roziskrzonym wzrokiem..
Przybywał ratować mnie z chandry. Zostawiał dla mnie swój dom, swoje życie.
Prowadzał mnie w swoje miejsca. Troszczył się, obdarzał uwagą, zaspokajał potrzeby i kaprysy..
Często mówił: "To dopiero początek.". Robił niespodzianki..
Mówił o mnie swoim przyjaciołom, spedzał ze mną długie godziny.
Przedstawił mnie swoim znajomym.
Kilkakrotnie powiedział: "Kocham Cię!" lub "pokochałem Cię".. Podpisywał "Twój".
Zwierzał mi się, przytulal, pokrzepiał. Dzielił się sobą..
To wszystko otworzyło mnie, zachęciło do zdjęcia osłon. Sprawiło, że serce odżyło, rozgrzało się i zmiękło.
Umożliwiło mi życie w stanie miłości..
Miłość przyszła dopiero wtedy, kiedy podświadomie o niej nie myślałam i przestałam o nią zabiegać.
To boli, a Ciebie nie ma obok, bym mogła wtulić się w rytm Twojego serca i znów poczuć, jak bardzo jestem bezpieczna..
Dziś to, co piękne mnie nie dotyczy. Jest tylko ból. Nieruchoma, szara twarz, martwe oczy, czasem ze łzami. Wybuchy płaczu..
Żadna czynność nie jest kończona.
Żadne działanie nie ma sensu..
;*
Użytkownik hollyone
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.