Stres morderca
nie ma serca
No i było. Zawody, zawody, zawody. Byliśmy na miejscu o 8:30 a wyjechaliśmy ok 17. Moja ukochana kuzynka pojawiła się by mnie wspierać. I cały czas to robiła. Została praktycznie do końca mojego pobytu. Zdziwiłam się, bo nie musiała. Chciała, po prostu chciała. Dziękuję Ci za to, że tam byłaś Ty. Dziękuję za to, że był wraz z Tobą Twój ukochany. Niestety stres jest nadal niepokonany. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy tuż przed startem czułam, że robi mi się ciemno przed oczami. To nie jest dobra reakcja. I właśnie dzięki niej nie mogłam liczyć na najlepsze wyniki. Nie były złe. Były bardzo dobre, a w porównaniu do zeszłego roku poradziłam sobie celująco, ale konkurencja była silniejsza. Trudno, następnym razem będzie lepiej. Musi być. Jaka ironia losu! Moja praca dyplomowa traktuje o psychologii sportu, a konkretnie o radzeniu sobie ze stresem. A ja co? A ja nic. Piszę o tym już cały rok, przeczytałam mnóstwo publikacji, dziesiątki książek i wysłuchałam kilku sympozjów naukowych. A na zawodach wcale te rady nie są tak oczywiste jak wydawać by się mogło.
Po zawodach zostałam zaproszona na herbatkę przez jedną z osób, od których nie spodziewałam się takiego zaproszenia. Skorzystałam. Było bardzo miło.
Mimo wszystko, przez pracę doba się wydłuża. Po pewnym czasie zaczęłam zauważać plusy swojej sytuacji. Oczywiście, że są. Pewnie, wiele rzeczy mi nie odpowiada, myślałam, że to będzie wyglądało inaczej - lepiej. Niemniej jednak nie mam co narzekać. Naprawdę.
Rysunek przedstawiony na zdjęciu jest dla mnie szczególny. Od jakiegoś czasu fascynują mnie te zwierzęta. Te latające. Po prostu ptaszyska. Szkic wykonany w chwilę i komentarz nauczyciela bardzo pozytywny. Na dniach zaopatrze się w atlas ptaków. Dzięki niemu będę miała większą wiedzę na temat tych zwierząt i być może powstanie więcej obrazów. :)
Poza tym, zyskałam w pracowni własną szufladę. Zupełnie przypadkiem. Ale własny blok, teczka, kartki, pastele, lakier do pasteli już są i czekają. ;)