Wyjechalam na Mazury. Żeby prowadzić zajęcia dla młodszych i odpocząć.
Miejsce, któremu on mówi Dobranoc.
Nie będę tutaj o tym pisać, to jest zbyt przykre, naprawdę. Miałam notatkę, ale usunęłam to.
Po prostu napiszę, że:
miało być inaczej.
Dużo tam widziałam, może nawet trochę za dużo. Mało co bylo do przyjęcia.
Pogadajmy kiedyś o tym na spokojnie. Przy herbacie.
NIE BYŁO KOMPLETNIE NIC Z TEGO, CO MI OBIECYWANO.
Wszyscy załamani. Tragedia. Brak organizacji. Brak czegokolwiek. Bylo zimno. Prysznic? Hahah. Wolę jezioro. Nie dało się czasem. Po prostu ze względu na bezpieczeństwo dla wlasnego zdrowia, lepiej było wejść do jeziora niż...
Tak samo jak najlepiej było okryć się śpiworem w całośći. Głowa też. Bo coś może ugryźć.
Nikt nie był przygotowany na survival.
W pierwszych dniach miałam ciągłe napady paniki i płakałam niemal cały czas.
Nie widzialam w tym przyszłości, po prostu się wynosić i tyle. Z dnia na dzień nic nowego.
Ale zawsze jest trudno wyjść poza strefę komfortu psychicznego.
To wszystko siedzi w Twojej głowie.
Nie bój sie tych wielkich robali, nawet jeśli będą centymetr od Ciebie.
Nie bój się nietoperzy, nawet kiedy lecą nisko, możesz się schylić. Unikaj ich, ale tylko dlatego, żeby im nie sprawiać problemów.
Nie bój się niczego, człowiek jest w stanie przystosować się do najgorszych warunków.
-Jeśli jeszcze tu stoimy, rozmawiamy i śmiejemy się, to nie jest z nami najgorzej-
Weź głęboki oddech i patrz na to nadal. To się NIE zmieni. To Ty musisz się zmienić. Ty musisz się przystosować, aby przeżyć. Na początku reagujesz niczym Daniel z Amnesii. Po pewnym czasie
Przychodzi moment przełamania
Nic już Cię nie przeraża. Śmiejesz się z tego. Zamiast tchórzyć i uciekac, wyciskasz z tego to, co dla Ciebie jest najlepsze. Ty wybierasz na Twoich warunkach co chcesz robić.
Teraz TO przystosuje się do Ciebie.
Pewnego dnia wzięłam rower z sąsiedniego obozu i pojechalam dokoła jeziora ok 20-30km. Pewnego dnia umówiłam się z innym obozem, aby wzięli mnie na rejs ze sobą i przeweźli do portu, potem na twierdzę. Zgodzili się. Wycieczkę miałam za free. Magia. Potem jeszcze podzielili się zdjęciami. Bajka. Pewnego dnia weszłam na żaglówkę i nawiązałam konstruktywne przyjaźnie. Z tych samych przyjaźni urodziły się spacery po lesie, rozmowy przy ognisku oraz wypady na miasto. Z wypadów narodziła się zielona herbata, propozycja wspólnej pizzy. Pewnego dnia odwiedziłam wioskę indiańską, potem znów. Pewnego dnia, zwiedziłam rezerwat żubrów, zostałam zaproszona do przepięknego hotelu nad brzegiem ogromnego jeziora. Pewnego dnia poznałam żonę Jack'a Sparrow'a, która tydzień później dała mi zniżkę na nóż harcerski. Wtedy zjadłam najlepiej przygotowanego pstrąga i parę dni później znów. W tej samej tawernie byłam na koncercie szantowym. Kocham szanty, choć mało kto o tym wie. Poznałam jego wysokość=króla Sielaw. A przyjaciel robił mi zdjęcia. Ten sam koleś kupił mi pamiątkę - przepiękny statek w butelce. Ten sam koleś podzielił się ze mną NORMALNYM jedzeniem, kiedy byłam o włos od tego, co przyniesli z kuchni. Ten sam koleś towarzyszył mi długo i zabierał z dziury. A z jego ziomkami też było sympatycznie. Szczególnie sympatycznie, gdy razem słuchaliśmy odbijających sie agresywnie o brzeg, mazurskiej fali w ogromnym porcie. Pewnego dnia, douczylam się pływać. Sprawdziłam swoją komunikatywność. Pewnego dnia usłyszałam, że praca ze mną jest super i mam się pojawić na obozie za rok. Pomimo gorączki czy złego samopoczucia, nie zrezygnowałam. Pewnej nocy spotkałam wartownika sąsiedniego obozu. Wszystkiego się wtedy dowiedziałam o warcie. Ze względu na sprzyjające warunki, wydałam rozkaz ataku na propożec. Udało się. Nawet zwinęli wartownika po drodze. Wszystko dobrze się skończyło, a mnie gratulowano prawidłowo przeprowadzonej akcji i owocnych codziennych zwiadów. Pewnego dnia nauczyłam się być w odpowiednich miejscach, obserwować i wyciągać wnioski. Slyszałam to, co słyszeć powinnam.
Było bardzo źle. Ale nawet w najgorszej sytuacji i najgorszych warunkach można coś zdziałać. To zależy TYLKO od Ciebie.
Ja wracam Z tarczą, nie NA tarczy.
Tak zrobilam teraz, a inni dziwią się, że wytrzymałam. Rożne rzeczy się działy, ale to nie miejsce i nie czas na taką opowieść.
Tęsknota rozwala. Ale czas umacnia. Miej odpowiednie podejście. Rozmawiaj szczerze.
Zachowaj spokój.
Nie zjadłam ciastka na wieży ciśnień, nic straconego! Mazurski duchu, powrócę we wrześniu i znów będę wsłuchiwać się w namiętne muskanie wiatru o fale rozległego jeziora.
Obiecaj mi, że wtedy zrobisz ze mną...
Too-ry-ay Fol-de-diddle-day Di-re fol-de-diddle Dai-rie oh
https://www.youtube.com/watch?v=z0MyeeigtZ8