Na zdjęciu żaglówka na Jeziorze Turawskim - z wczorajszego wypadu do rodziny, pierwszego od czasów... no, może nie tyle niepamiętnych, co dawnych. Na tyle dawnych, że dobre 20 minut kołowaliśmy po ulicach nazwanych imionami wszystkich kolejnych bohaterów II wojny światowej, a i tak dopiero przypadkiem trafiliśmy na wjazd na właściwą.
Mogłabym pisać o tym, jak nieco cieniem na całym wyjeździe położyło się pewne nieporozumienie, jak mimo wszystko miło było zobaczyć ciotki i wujków (co mówię ja, jednostka nastawiona wybitnie na anty i wyznająca pogląd, że z wszelkimi krewnymi to najlepiej się wychodzi na zdjęciach), jak fajnie stwierdzić, że młodsza z ciotek duchowo nie przekroczyła powiedzmy 25 lat i jak mnie podbudowała, mówiąc, że wybrałam naprawdę dobry kierunek studiów (nie wspominając już o tym, że na gruncie tzw. zawodowym znalazłam z nią wspólny język, bo okazało się, że jej praca i moje studia to po części to samo xD). Jak dobrze było zobaczyć starszą z ciotek (a zwłaszcza to, jak się cieszy, że nas widzi xD) i wujka, który dalej świetnie się trzyma. I jak zła jestem, że aparat znów się nie popisał i nie wyszły praktycznie żadne zdjęcia.
Ale koniec końców i tak było świetnie, i tak było warto pojechać, i tylko zastanawia mnie jedno - dlaczego już od wczoraj chodzi mi po głowie stwierdzenie 'jak kochać to księcia, jak kraść, to miliony' xD