Jedzenie w Paryżu
Jedzenie jest jedną z najważniejszych rzeczy dla Paryżan, oraz dla mnie. Mimo swojej mizernej postury nie mogę chodzić głodny, bo wtedy robię się zły, marudny, pyskaty i agresywny.
Nasza ekipa żywiła się w sposób rozsądny ekonomicznie. Na śniadanko i ewentualnie kolację bagietka z (najczęściej zwykły białym) serem i winkiem. A na obiad zestaw (czyli formulas). Pierwszego dnia był to zestaw o nazwie formulas tortillas. Czyli frytki z keczupem i tortilla podane na tacce z kawałkiem pergaminu. Następnie w kolejne dni żywiliśmy się w słynnej jadłodajni Cambronne Express zestawem frytki+kurczak curry+sałatka. Było bardzo smacznie i tanio.
Całość uzupełniały crossainty, które były tylko trochę smaczniejsze od tych z polo.W polsce można kupić crossainty, które prawie nie różnią się od tych paryskich.
Niestety nie miałem okazju spróbować kasztanów.
W niedzielę udało nam się zaliczyć imprezę w parafii St. George albo Jorge, nie pamiętam już dokłądnie. Nie wiem czy trafiliśmy na stypę, czy wesele, czy francuzki odpowiednik Caritasu ale na terenie jednego z kościołówi zauważyliśmy dość duży ruch. Postanowiliśmy sprawdzić o co chodzi. Początkowo bardzo nieśmiało dobraliśmy się do kawy a następnie troszke śmielej do jedzenia, które było rozdawane przez tubylców nie mówiących w naszym języku. Coś do nas mówili, my odpowiadaliśmy uśmiechami i zajadaliśmy co tylko wpadło nam w łapki. Zapwne troszę nie pasowaliśmy do imprezy bo nawet nie schowaliśmy aparatów, ale nikt nas nie wyganiał i nikt nie chciał od nas $$.Po napełnieniu talerzy uciekliśmy, żeby nikt nam rachunku nie wystawił. Jedzonko z caritasu jest po środku u góry zdjęcia :)
Bon apetit !