Lubię to zdjęcie :)
Niedawno na polskim mieliśmy temat o sztuce umierania, czyli ars moriendi, nauczycielka mówiła jak to Roland wspaniale umierał i ,że w średniowieczu pisano podręczniki jak właśnie odpowiednio i z należytą gracją odejść z tego świata... Intrygujące.
Zaczęłam więc rozmyślać jak ja chciałabym zakończyć swój żywot. Żadnych depresyjnych klimatów. Poprostu. Sprawy ostateczne. Prawdopodobnie każdy się nad tym czasem zastanawia. Tak więc okazało się, że mam dosyć wygórowane wymagania.
Chciałabym umrzeć nagle (w średniowieczu by tego nie pochwalili ;) ) Na przykład w wypadku samochodowym przy dużej prędkości. Napewno nie przez jakąś chorobę i napewno nie w szpitalu. Możliwie bezboleśnie jak by się dało. A co później? - pomyślałam.
Zamawiam sobie kremację, (nie przepadam za robakami) najlepiej w jakiejś ładnej sukience. Miło by było, jakby moje prochy rozsypano (wiem, że w Polsce to nielegalne) Gdzie? Nad Bugiem. Raz, że uwielbiam wodę (zdecydowanie mój żywioł), dwa, że to granica ukraińsko-polska, a mam korzenie po obu stronach tej rzeki :)
No i chyba tyle. Żeby się dookreślić - nie wierzę w życie pozagrobowe, więc nie liczę na nic ;)