Wyjazd na Węgry, wiele rzeczy mi uświadomił, wiele zrozumiałem...
Tato, wyprawa na cmentarz razem z Tobą, była niesamowita, a te słowa: "Jest wielka różnica, między widzieć, a patrzeć na świat" zostanie mi w pamięci do końca życia.
Popatrzcie na twarz tej Śmierci - zadumana, smutna, zamyślona... A przecież każdy umrze, a ona wykonuje swą powinność, lecz tu widać, że nawet dla niej to jest cierpienie i cięzka praca. Zabierać dobrych ludzi, kiedy w okół pełno gnojstwa. Jezu, ile rzeczy, tych co miały trwać wiecznie się posypało - przyjaźnie, miłoście, nadzieje, zanikło szczęście.
Czuję się wypalony...
Jak nikt nie rozumie kogoś, jak nie są w stanie zaakceptować Ciebie takim jakim jesteś, łatwiej zmieniać, szybko, na chama! A to wtedy powoduje ból...
Tato, wiem, że uważasz, że jeśli nie zainteresowałeś mnie ekonomią, matematyką, to źłe zrobiłeś... Ale zainteresowałeś mnie przyrodą i setkami innych rzeczy - dzięki nim jestem szczesliwy. Jestem sobą..
. A jednocześnie nie wiesz nawet, jak bardzo mnie zabolało jak powiedziałęś: " Ja też kiedyś marzyłem, by mieć mały domek w górach, żyć za nic..."
To zdanie kiedyś rzuciło mnie na łopatki... Bo to moje marzenie jest...
Ta twarz... Twarz tej śmierci - pełna współczucia... A w ręku przecięta nić życia...
Jestem wypalony - czuję się w pokoju z żelaza, który jest podgrzewany i z każdą chwilą robi sięcoraz bardziej nagrzany. Nie wiem co robić... Tyle planów, marzeń poszło w gruzy...
Ja chcę być tylko szcześliwy i akceptowany...
To nie jest dużo, ale jednak wiele...
Boli mnie tyle rzeczy, boli mnie oskarżanie mnie, boli mnie ocenianie mnie po wyglądzie... Idzie w starym prochowcu i desantach, ze starym przetartym chlebakiem na ramieniu - pewno menel... Czemu nikt nie widzi tam mnie - człowieka...
Chcę być sobą, za wszelką cenę... Tym menelem, co ugania się za motylkami po lesie i prędzej go w lesie zobaczysz z atlasem jakiś roślinek, niż w popularnych i modnych miejscach. Ludzie, skąd w Was ta hipokryzja...
Czemu, czemu zawsze zostaję sam? Sam z myślami, sam ze sobą?
Chcę dobrze, a zawsze kogoś krzywdzę... Ja chcę tylko pomóc niektórym... Oddaję krew, by poczuć się potrzebnym innym, by mieć świadomość pomocy i ludzkiego braterstwa...
Jestem szcześliwy, gdy jadę pociągiem, wyruszam w góry, jadę autostopem, przemierzam szlak... Ja chcę być tylko sobą...
Jak ja fatalnie nic nie wiem... Popadam w jakiś obłęd, w wypaloną skorupę mnie...
Spadam w dziką otchłań, spadam, umieram, moje ja umiera...Ale będę go bronił do ostatniej kropli krwi. Nawet gdybym musiał spalić swój ostatni sztandar i wysadzić mosty...
Zostanę sobą za wszelką cenę, mimo, że mnie gnoi świat i społeczeństwo, za to jaki jestem...
Idę i patrzę w wypalone spojrzenia ludzi - oczy gonią tylko za pieniądzem, a tylko czasami dostrzezemy w nich troskę...
Ja chcę być sobą i tylko sobą... Boję się świata, boję się tego co będzie, boję się tylu rzeczy...
Nie wiem, czy jestem w stanie być szczęśliwy - tyle rzeczy się posypało... Chcę je naprawić, ale nie wiem, czy dam radę... Bo to trudne i bolesne jest. Tyle zawodu, bólu i cierpienia w imię wyższej idei, która tylko spopieli człowieka...
Chcę tyle rzeczy zmienić, naprawić, ale nic nie wiem... Ta bezsilność mnie przytłacza, dobija... Nic nie wiem, tak fatalnie...
Nie chcę słyszeć szlochu przez telefon, nie chcę tylu rzeczy... Taki ból straszliwy... Rozerwanie duszy na setki kawalątków... Tysiące...
Lęk mnie paraliżuje i zabija mnie...
Chcę być tylko szczęśliwy... Tylko tyle... I nie czuć się zagubionym i zniszczonym... Nie być starcem w młodym ciele... Z tymi starodawnymi zasadami...
Chcę być sobą i o to będę walczył...
PANNA - Jacek Kaczmarski
Po stokroć będziesz bezczeszczona,
Spadnie na Ciebie obelg grad.
Własna oczerni Cię obrona,
Nigdy nie przebrniesz Morza Zdrad.
Pojawią się krzywoprzysięzcy
Źli, że podlejsi są niż Ty.
Założą Ci na dłonie więzy,
Ramiona schłoszczą Ci do krwi.
Wystawią Cię na pośmiewisko,
Sami się z Ciebie będą śmiać.
Dowód bezsiły - jest to wszystko,
Znęca się - kto się boi bać.
Lecz nie myśl, że Cię to wywyższa,
Niejeden znacznie więcej zniósł.
Siła męczeństwa bywa pyszna,
Żąda Weronik, cudów chust.
Gotowa bądź na grób zbiorowy,
Ułomna pamięć, blady ślad.
W lawinie nieszczęść ginie słowo;
Jeszcze najmniejsza to ze strat.
Staraj się wierna być ruinom
I nadpalonych kartek strzeż.
Jeżeli one gdzieś zaginą
Zaginie wszystko, o czym wiesz.
Pójdziesz w szeregu równych sobie
Nie mając wpływu na swój los.
Nic nie jest twoje. Płonie ogień,
W którym ulotnisz się jak włos.
Imieniem twoim gębę wytrze
Złoczyńca, łajdak, żołdak, kat.
Rzekną, żeś praprzyczyną zniszczeń
Jakich przez wieki zaznał świat.
Bezbronny Byk przy twoim boku
Pomoże kłamstwa z dumą znieść.
Bliźnięta mają Cię na oku
I Strzelec czyha na twą cześć.
Pozostań ufna, lecz ostrożna,
Przebiegłym nie ułatwiaj gry.
Nie będzie mniej żarłoczny pożar,
Jeśli w nim pierwsza spłoniesz Ty.
Drobiazgi niepotrzebne ratuj,
Kiedyś je dziecku swemu dasz.
Przydadzą się przyszłemu światu,
Gdy go stratuje Wielki Marsz.
Jeśli istnieje coś takiego,
Co złe otuchą syci sny -
To wbrew, pomimo i dlatego
Nadzieją taką jesteś Ty.