Bociany przynoszą dzieci.
Chciałam dużo i ładnie napisać, ale już jestem zniechęcona, nawet zmiesmaczona przez kondycję tutejszego internetu, te, ani nie ekspresyjne, ani impresywne tempo. Krótko i na temat; jutro świętuję urodziny Ostrovskiego na koncercie RINGO STARRA! Zobaczę Beatlesa na żywo! Podejrzewam, że będę ryczeć cały koncert ze szczęścia i podejrzewam, że jako jedyna. Austryjacy to dziwaki. Polska znacznie przeważa koncertowo nad innymi krajami, nawet wszystkimi razem wziętymi. Może nie mamy wyszukanego repertuaru z najwyższej półki, PJ Harvey i Bjork nie występują u nas pięć razy w roku, ale wszystko jest lepsze, atmosfera, ludzie... Jedynie coś z tyłu zawsze się psuje (piwo i nudziarstwo, dezaprobata spokojnych ludzi odnośnie szalejących fanów), ale to małe ALE, ja i tak zawsze stoję przy barierkach. Chociaż, nie mówię hop, może napiszę w poniedziałek, że Autria, to najlepsza publika pod słońcem, a Arena najlepsze miejsce do szaleńst koncertowych? Nie wiem, wątpię czy cokolwiek pobiłoby, pokonało mój ukochany Kostrzyn nad Odrą. Śnił mi się dzisiaj Woodstock. Sen był bardzo wyrazisty, pozytywny, naładował mnie energią, oczywiście pozytywną, ciągle czuję ten klimat, nawet zapach, cudowną atmosferę. Posłuchajcie sobie Beatlesów, With a little help from my friends, Within you without you... i w sumie Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band, a najlepiej jeszcze w s z y s t k i e inne. Kocham ich, po prostu.
No i kocham moich przyjaciół i bardzo za nimi tęsknię. Kocham bardzo mocno.
I mam ochotę na Wrocław nocą. Znowu.