Za parawanem imprez i neonów tylko smutek
W katalogu bodźców miłość stała się białym krukiem
We własnym bucie czuł się jak w parze cudzych
We własnej skórze nie chciał się już nawet budzić
Odpychał bliskich, ogryzki na "goodbye"
"Wolę być sam!" (Co?) Fałszywy raj
Whiskey lał do szklanek, dezerter z armii szczęśliwych
Niby szukał prawdy, nie wiedział, że prawdy nie widzi
Szydził z ludzi, zwykłych, normalnych ludzi
Zbyt zwykłych, poprawnych
Wciąż karmił się wizją: "Będę ponad!"
Z nienawiścią żądał miejsca na cokołach
Skonał w samotności, by narodzić się na nowo...Ale się nie narodził.