dzień... nie pamiętam dokładnie jaki ale chyba 22 września.
nie wiem czy powinno się pisać o rzeczach które już były ale ja chcę. bo to był bardzo miły dzień i chce o nim napisać.
więc.
ogólnie dzień z rodzaju tych, w które w ogóle się nie wychodzi z domu, siedzi się przed telewizorem i nic nie robi.
bo oczywiście pogoda była możliwie jedna z najgorszych na jaką można trafić.
piździło, lał deszcz, zmno jak chuj i wiatr na dodatek...
a ja - znając moje szczęście które nigdy mnie nie opuszcza miałam dzień -można powiedzieć- wolny. skrócone lekcje, nikogo koło mnie i tak dalej. i właśnie tego dnia chciałam kulturalnie się spotkać ze znajomymi - nie z tymi ze szkoły - ale innymi - nieco innymi i się napić. jeszcze miałam humor zryty bo wszystko po kolei się waliło. hmm, kolega powiedział że nie przyjdzie... trudno.
w takim razie zadzwoniłam po Miśkę i... powiedziała że przyjdzie! w taką pogodę w dodatku na wyspie nikogo nie było! co z tego że czekałam na nią pod mostem godzinę i chujowo zmarzłam i jeszcze się spóźniła pół godziny ale przyszła:) ze Szmajem. poszliśmy do kamienicy, usiedliśmy sobie i jeszcze dała mi piwo! całe! później Szmaj poszedł na chwilę po Miśka, a my miałyśmy małą sprzeczkę z szanowanym mieszkańcem tej kamienicy który wkurzył się że sikamy na jego kartofle które trzyma w piwnicy oO oraz z szanowaną mieszkanką która zaczęła wyzywać nas od dziwek i Kleopatr :) czemu od Kleopatr do dziś nie wiem. następnie znowu nas wygonili z pod następnej bramy kiedy chciałyśmy kopnięciem otworzyć drzwi. niestety się nie dało i poszłyśmy pod most. dzięki temu że cały czas gadałysmy o pierdołach, polepszył mi się nastrój.
później Miśka niestety pojechała do domu a ja z Miśkiem i Szmajem poszliśmy po gastro, potem do KFC gdzie spotkaliśmy jeszcze 2 osoby. pogadaliśmy, napiliśmy i rozeszliśmy się.
kurwa, niby nic zwykły dzień ale jednak bardzo ciepło go wspominam. bo kurde, kiedy tak potrzebowałam żeby ktoś przyszedł, ona przyszła.
mimo że piździło, mimo że czekałam na nią 1,5 godz, mimo że nic w tym dniu nie wyszło z moich planów.. przyszła:)
dzień z pozoru szary, nic oryginalnego ale był super.
kocham cię, suko:*