Nie tak, to wszystko jest źle. Nie tak, błędnie, tak nie miało być. Plan był inny, świat miał wyglądać inaczej, życie też. Rodzina, wszystko wokół miało być inne niż jest w rzeczywistości. Ja też miałam być inna.
Co właściwie teraz zrobić? Kiedy nie masz celu, kiedy nawet nie ma dokąd uciec. Kiedy właściwie nie chcesz uciekać, lepiej zostać, zaczekać, stawić czoła wszystkiemu co ma nadejść. Jeśli ma być gorzej to będzie, jakby nic nie miało znaczenia. Milion wątpliwości, czy robię dobrze? Jak wiele błędów popełniłam? Jak wiele jeszcze popełnię? I dlaczego do jasnej cholery nie umiem ich uniknąć? Czemu zamiatam problemy pod dywan? Czemu udaje, że ich nie ma, skoro są i będą i z każdym kolejnym dniem męczą mnie jeszcze bardziej?
Zaczynają mnie bawić trywialne problemy ocen, imprez, miłostek i rachunku w barze. Jakbym jednego dnia stała się 20 lat starsza. Nic nie ma znaczenia oprócz wątpliwości co siebie samej, dlaczego nie naprawiłam błędów jakie popełniałam? Dlaczego w nie brnęłam?
Może jestem równie nienormalna jak mój świat. Mam inne problemy niż wszyscy wokół, nie mogę już patrzeć na te same ścieżki i domy. Może uciekam przed samą sobą? Może to właśnie ja jestem swoim jedynym wrogiem?
Odciełam się od wszystkich, zostali przy mnie najwytrwalsi, a sama stałam się złą córką, gdzieś w tyle głowy mam również świadomość bycia złą przyjaciółką, czy dziewczyną.
Przestałam być sobą, przestałam robić to co kocham, uciekłam i wcale nie chcę pokazywać się światu. Jakby teraz już na wszystko było za późno. Nie powstrzymałam, a powinnam, nie zadbałam, a powinnam, nie pomogłam, a powinnam. Nie obchodzi mnie rola innych, wiem co sama powinnam zrobić, a tego nie zrobiłam i do końca życia będę żyć z tą świadomością.
Czy to już jest stan szaleństwa czy to dopiero jego początki?