A tak wracamy sobie z Żuro.;D
+moje grube nogi.;c
Wyszedł z domu pełen złości i gniewu na cały świat. Sam nie widział co mu jest, nie wiedział o co tak na prawdę chodzi. Czuł się jakby uszła z niego ta nadzieja, którą posiadał gdzieś głęboko w sercu.
Nie myśląc o tym co robi, wsiadł na swój motor, o który tak bardzo dbał. Był to jego sens życia, nadzieja na lepsze jutro.
Wyjeżdżając w trasę, czuł, ze stanie się coś złego. Nigdy jeszcze nie czuł takiego strachu przed jazdą. Pomimo tylu obaw, ruszył.
Mijając dzieci grające w piłkę, myślał o swoim dzieciństwie. Był wtedy taki szczęśliwy, nie przejmował się problemami, miał przyjaciół, dla których nie liczył się status materialny, tylko to jaki byłeś na prawdę. Bardzo często wspominał swoje bardzo udane dzieciństwo, z wiekiem coraz trudniej było mu to wspominać.
Jedzie dalej, coraz szybciej. Czuje jak dzieje się z nim coś dziwnego. Nigdy tak się nie czuł, jazda nie sprawiała mu przyjemności, czuł strach.
W pewnym momencie zobaczył na drodzę przechodzącego psa, jechał zbyt szybko by go ominąć lub zatrzymać sie. Wjechał prosto na niego. Jego motocykl przewrócił się wraz z nim, nie miał siły podnieść się, z nosa poleciała mu krew, stracił przytomność. Pewne młode małżeństwo widząc to zdarzenie, zatrzymało się i wezwało pomoc. Niestety... było za późno. Ten dwudziesto pięcio letni chłopak już nie żył... Jego strach odszedł wraz z jego duszą, zostawiając ból i cierpienie majbliższym. Za miesiąc miał wziąć ślub z miłością swojego życia...