żyję i mam się jak zwykle a może troszeczkę gorzej.
dwa miesiące temu przerwałam leczenie i od tego czasu upadłam bardzo nisko tym samym osiągając istne dno (żadna nowość, powtórka z rozrywki) stąd ta moja długa nieobecność.
na dodatek popadłam w okropne uzależnienie, nie wiem jak długo tak pociągnę ale to jedyne co mnie odcina od całej chorej rzeczywistości i przenosi do świata w którym mogę być sobą.
za kilka dni przylatuje moja mama, nie wiem czy się cieszę, nie widziałam jej tak długo ale co z tego skoro teraz będzie miała nade mną kontrolę, nienawidzę tego. jak o tym pomyślę to mam ochotę rzucać wszystkim co stanie mi na drodze. ostatnio stałam się nerwowa więc tym bardziej obawiam się tej wizyty, nie mam siły na kłótnie.