Ach jak było fajnie!! i się za szybko skończyło, ale po kolei. Przygotowania do chrzcin pochłonęły nas totalnie w tamtym tygodniu. Trzeba było umyć okna, posprzątać cały dom, ale też załatwić do końca sprawy w kościele i restauracji. Było trudno wszystko ogarnąć szczególnie, że od czwartku przyjechał już mój wujek i moi rodzice nie mieli czasu nam pomagać w opiece nad Bartusiem. Na szczęście moi teściowie mieszkają tak blisko i nam trochę pomogli.
W sobote wstałam przed 8 i poszłam się kąpać. O 9:30 przyjechała moja koleżanka żeby mnie umalować. Bartuś wtedy uciął sobie drzemkę przed południową...potem szybko umyłam Miśka i go ubrałam, potem siebie i przyjechali moi rodzice z ciocią i Martynką oraz chrzestna Bartusia, a moja przyjaciółka. O 11:45 musielismy być w kościele żeby złożyć podpisy.
Sama uroczystość chrzcin w kościele wypadła super!Mój wujek (ktory udzielał nam również ślubu w tym samym kościele)zadbał o miły i rodzinny klimat. Siedzielismy wszyscy przy ołtarzu i przez to mimo zimna panującego w kościele atmosfera była bardzo ciepła i podniosła. W kościele nie było nikogo prócz nas. Nasz synek chyba poczuł, ze to wazny dla niego dzien bo zachowywal sie bardzo grzecznie.W ogole nie plakal, siedzial u mnie na kolanach i słuchał co mowi moj wujek:)potem usnał i obudził sie przy polewaniu głowki woda święcona i delikatnie jęknął bo sie wystraszył, ale potemcały czas uśmiechał sie do mojego męża:)
Druga część dnia była równie miła,a wybór tej restauracji okazał się strzałem w dziesiątke. Jedzenie było pyszne, a sala pieknie przystrojona na biało. Uroku dodawał widok ze ściany okiennej na dwa jeziorka i las.
No a nasz Bartuś był w niebo wzięty, noszony przez wszystkich i ciągle w centrum zainteresowania. W ciągu dnia spał tylko dwa razy i to bardzo krótko bo chyba nie chciał przespać swojego dnia:) W ogole nie płakał i oczarował sobą wszystkich. Każdy się zachwycał tym jaki był grzeczny i słodki( bo oczywiście każdego czarował swoim pieknym usmiechem).
Było tak fajnie i miło, że nawet nie wiem kiedy minęło. Ok. 19 impreza się skończyła i goście przyjechali na chwile do nas. Potem poszliśmy jeszcze do teściów żeby zobaczyć zdjęcia. O 22 Bartuś padł, a ja razem z nim. Wczoraj wszyscy byliśmy jacyś zmęczni i marudni:)wspominaliśmy piękne chwile, spacerując pół dnia po parku. Bartuś prawie cały dzień spał, a wieczorem i tak marudził ze zmęczenia. Było pięknie i szkoda że tak szybko minęło.
A teraz szukujemy się na majówkę nad morzem. Wyjeżdżamy już w weekend. Ja jadę z rodzicami, a moj mąż dojedzie we wtorek i zostajemy do 5 maja. Ciesze się bardzo!:)