Pewnie każdy już słyszał o zaginionych polskich Himalaistach, którzy we wtorek dotarli na Broad Beak...Na zdjęciu mój kolega Tomek Kowalski, jeden z tych który dokonał czegoś wielkiego, dostał się na sam szczyt by zaraz potem zginąć. Znamy się z Tomkiem od podstawówki. Chodziliśmy razem do klasy przez 8 lat, jego rodzice to dobrzy znajomi moich teściów. Kontk nam się urwał, ale z wielkim zainteresowaniem, podziwem a nawet zazdrością śledziłam jego wyprawy i to jak realizuje swoje marzenia krok po kroku. A teraz...została wielka pustka i rozpacz:(Najpierw duma że to mój kolega, kiedyś bardzo dobry kolega zdobył szczyt zimą, zrobił coś co nikomu nigdy wcześniej się nie udało. A wczoraj rano zobaczyłam bladego męża który stał przed telewizorem, a usłyszawszy wieści usiadł. Moi teściowie byli jeszcze we wtorek wieczorem u Tomka rodziców i świętowali wielki sukces..ale mówią, że już wtedy po rozmowie z Hajzerem wyczuli że coś się dzieje niedobrego i że coś przed nimi ukrywa, ale nikt nie spodziewał się najgorszego:( Tomek miał problemy z oddychaniem i nie miał siły iść. Od wczoraj nie potrafie się na niczym skupić, prawie nie jem i całą noc praktycznie nie spałam, ani ja ani mąż. Nie chce naswet myśleć co czują jego rodzice...wczoraj moi teściowie u nich byli...są w bardzo, bardzo złym stanie:(Dowiedzieliśmy się o najgorszym przed miediami ponieważ Hajzer przyjechał do Tomka rodziców i powiedział im o tym co powiedział Tomek kiedy ostatni raz kontaktował się z bazą...wiedzieli że nie miał już sił i dostał choroby wysokościowej. Nie był w stanie wziąć leków które potem mu wypadły, przewrócił się i nie był wstanie założyć raka, mówił bardzo cicho, aż w końcu zapadła cisza...Boże!jak sobie pomyśle co on musiał czuć...wyć się chce, a żołądek mi się ściska:(
Tomek był niesamowitym człowiekiem, zwiedził pół świata, realizował wszystko co sobie założył. Przed wyprawą pisał że spełniaja się jego najwieksze marzenie, że być może uda mu się zapisać kartke w historii polskiego himalaizmu...będąc u teściów przed świętami, spotkałam Tomka rodziców, opowiadali o przygotowaniach Tomka i byli z niego bardzo, bardzo dumni...
Eh...musiałam tu o tym napisać bo sobie sama nie daje rady z własnymi myślami, głowa mi pęka. Patrzę na całą tragedie też jako matka, która kocha swoje dziecko najmocniej na świecie i serce boli na samą myśl o mamie Tomka.
Tomek został w górach, robiąc to co kochał najbardziej...jesteśmy z niego dumni!:(