Sram na Trezor i pseudo-gwiazdy polskiego kina. Sram na wszystkich którzy mówią, że hip-hop to kpina.
Pamiętasz dojrzewanie? Niezapomniany klimat, pierwsze balety, amfetamina i tanie wina. Blauki spędzone w kinach były całym naszym światem, pierwsza miłość i pierwszy foch przyjęty na klatę.
Miasto topi się w bólu, ulice tworzą labirynt. Dla wielu życie jest tak ciężkie jak agonia harakiri.
Ja nie idę z prądem, choć ludzie za tym idą, to szczerze pierdolę image a'la młodzieżowy idol.
Hip-hop we mnie tętni, i nawet kiedy umrę, będę mieć zamontowane dwa subwoofery w trumnie.
Twoje życie towarzyskie to ekstremalna bieda.
To nie kino ani tanie gadki rodem z Hollywood. Tanie wino, nastoletnie matki, wszechobecny brud. Gdzie trud włożony w pracę nie odzwierciedla pensja, a cały twój potencjał zgaśnie w wiecznych pretensjach.
To sześć ran kłutych, sześć śmiertelnych oparzeń, sześć osób, które zniszczą twoją drogę do marzeń.
Siedemnastolatka z czterdziestoletnim chłopakiem ona robi za dominę, on w lateksie na kanapie
Masz w rapie takie szanse, jak typ z parkinsonem w bierka.
Oni patrzą, ale nie widzą, słuchają, ale nie słyszą, oni mówią, ale nic z tego nie wynika, to roboty, których życiem jest bezduszna mechanika.
Zanim wykonasz ruch dobrze zastanów się nad nim. Bo każdy łyk powietrza może być twoim ostatnim.
Ja nie umiem żyć z ludźmi, więc wywieram na nich presję, poczujesz bezdech zawsze kiedy mic do ręki wezmę.
Wrzucam luz, bo na chuj mam się spinać?!