Skończyłam z rudym, ale chyba nie na zawsze, jak zwykle z zamiarem pomalowania paznokci na różowo poprzestałam na jednym, poużalałam się nad sobą i kolejny dzień mogę podsumować w ten sposób: eh kurwa. Trafniej nie da się tego wyrazić.
Pomóż mi. Proszę, pomóż mi, bo nie daję rady. Wszystko sypie się jak śmieci wyważające drzwiczki mojego w nadmiarze wypchanego biurka; kartki w nieładzie pełzające po podłodze, połamane kredki, które przypominają ilość wypadniętych zębów i związanych z tym dramatów, stare zeszyty, których pożółkłe już kartki mówią, jak dużo czasu upłynęło i z każdym zeszytem dziwię się, ile to razy w ciągu dzieciństwa człowiekowi może zmienić się charakter pisma, zanim całkiem się ukształtuje.
Moje wciąż się zmienia, zatem dzieciństwo stale nieprzerwanie trwa. Nadal muszę kupować nowe kredki, kolekcjonować zeszyty(a nóż się przydadzą, jak to mama zawsze powtarzała) i czekać, kiedy pismo będzie jednakie dłużej niż pół roku.
Jedyne drzwi jakie chciałabym teraz wyważyć to the doors of perception.
Biblia hipisów a sposobów jest wiele. Nie 'byle do nastepnej wiosny' ani 'byle do lata'. Byle do czwartku. Byle do widoku ognia, hipnotyzującego, tańczącego ognia. ogniadobyle- zgniłe ziemniaki o charakterystycznym smaku, przepieczone w ognisku z bylin, podawane na obiad z gnidami.
Mimo że jebie was w dupę- PEACE.