zdjęć jest dużo. na tyle dużo, że mogłabym karmić nimi wygłodniałe bezdomne koty przez 300 dni, jeśli dałoby im to ten spokój, jaki siedzi we mnie od kilkudziesięciu godzin. coś jak szczęście, magiczny stan, coś jak pole czerwonych maków, jak potłuczone szkło, raniące bose stopy, jak brodząca z nich ciepła lepka krew zlepiająca cząsteczki substancji, którą oddycham. Ową substancją nie jest tlen, jest to inna mieszanina gazów, chociaż tlen to substancja wyzwalająca, ale tego już mi absolutnie nie potrzeba. Zniewolenie przez to źródło to jak obsypanie słodkimi pocałunkami brzucha przyszłej matki.
momentami przykładam twarz do ogromnego kotła, z którego toczy się ślina. Słyszę dobirgające z niego jęki owadzich larw. Piękna rusalka admirał, ważka- zabójca, komar, pluskwiak i inne owady wodne. Przywykłam do tego- od jakiegoś czasu skrobię po dnie wielką łyżką.
Umysł drży. Ciało drży. Nie bez powodu, nie z zimna ani nie ze strachu. Chcę się dzielić, ale po kawałeczku to za mało.
tłem dla tego przecudownego uczucia, jakie mi towarzyszy, jest moc, ogromna siła, a jego źródła nie mogę dojrzeć, bo widok przesłania mi właśnie myśl o natchnionej jękiem, który może być dla mnie najwspanialszą ciszą, chwili.
O świcie przyszłości pisk
budzi cię do śmiechu,
wykwita w tobie zło
na obraz stwórcy
Lisa pisałaby o tym uczuciu jeszcze długie godziny. Ja nie umiem tego opisać. Może to zbędne.
Życiowe pasmo utrapień zostało zamalowane grubą warstwą farby do malowania wnętrz w kolorze szczęścia. Jednak dawny kolor nadal przenika świeżą warstwę.
A może to nie szczęście; a może nie cisza i nie spokój. Uniesienie. Ekstaza. I tylko ja ze źródłem.
Wycieczka z domu wariatów to dobry trop. To początek poszukiwań. Głębiej odnajdziesz mnie, a dzięki temu trafisz do źródła. W samotności nigdy nie stanę się jak mapa otwarta. Wskazówek szukaj u samego Diabła.