Apotemnofilia- typ parafilii, w której bodźcem seksualnym jest własne okaleczone ciało
Pewnym jest, że nigdy nie wejrzymy w siebie, we własne centrum tak samo jak nigdy nie spojrzymy na słońce. Słońce nie pozwala na siebie spojrzeć, wypuszcza te długie rażące promienie(jak palce, które łączy z palcami rzeczy ziemskich, a kiedy dotknie się tego żaru, okazuje się czym jest naprawdę) przeciwko nam.
słońce chce nas omotać tym gorącym blaskiem. uzależnia nas od siebie, daje lepsze samopoczucie i błogostan, a potem okazuje się, że przedawkowaliśmy albo uzależnilismy się psychicznie i fizycznie; podczas wydłużającego się okresu pochmurności nieba pojawiają się pierwsze symptomy uzależnienia: wpadamy w dołki, niziny nastrojowe, bolą nas kości, doskwiera brak tej świetlistej poświaty, stajemy się bladzi, chorzy, pocimy się na tym swego rodzaju detoxie.
pewnie zimą słońce czuje się bezpieczniej, bo chmury chronią je przed oczami, tworzą maskę czy też zasłonę, takie sobie pozory. nie musi się już kryć, nikt na nie nie spojrzy.
ale latem kusi nas znowu, razi zbyt mocną siłą, by się powstrzymać, a starzy narkomani nie przestaną nigdy.
i myślę, że ja też mogę nie przestać, i że będę ślepo mrużyć oczy ku tej uwieszonej pośrodku kuli, ale mój wzrok nigdy nie przebije strumienia silnego złotego światła, jakie spływa na mnie za każdym razem i wyciska łzy, bo słońce wyciska łzy jak wiatr, jak szczęście i jak smutek.
(Jackie? Boże, Jackie!) Nieznany świat chyba nigdy nie zostanie mi dostarczony ani nawet dla mnie zamówiony.
chętnych zapraszam do fado w sobote, posłuchać można hordy i menace. a jeśli nie, to zawsze mozna napić sie wina na szczycie pieca kaflowego. Bo chyba po to są te piece. Żeby późną nocą, kiedy ziemia stanie się zimna, bo wyzionie już ciepło zebrane za dnia, wdrapać się na samą górę po ogromnych kamiennych, gliniachych czy jeszcze innych taflach, siąść na ciepłej powierzchni, ogrzewać wino między nogami, a potem pić drobnymi i dużymi łykami. gul gul gul. a jeszcze potem przestępować z nogi na nogę, gdy parzy i cieszyć się radością innych, którzy dawno spłonęli upojeni smakiem wiśniowego szczęscia.