odbijam się od ścian.
zdejmuję z siebie lepki złośliwy uśmieszek, dezynfekuję i starannie układam go w szufladzie, by odpoczywał gotowy do użycia. Dezynfekcja. Piękna, niszcząca i oczyszczająca zarazem. Sterylne klamki, uchwyty i ty sterylny. Odbijasz się od ścian. Zimowe rozkosze, przemarzniete ciało, zawstydzona dusza, majowy dramat i ty. Sterylny. Ja też nie ścielę łóżka. Tak, widok smutny i obłędnie przygnębiający. Niemniej bez znaczenia. Jak plakaty, kolorowe poduszki, gitara w kącie, NieroremnySid, , dziura w scianie, redrum, stara lampa i to wszystko, co miało sprawić, że będę szczęśliwa. Bez większych starań. Poznań, Toruń, Kraków, odbijam się od ścian, a na zewnatrz świszczy wiatr. Kolorowe z zimna dłonie, czarne myśli, czarne włosy. Splątane łonowce długości kilku centymetrów, które nie widziały słońca od czasów adama i ewy. Herbata z cytryną. I wyobraź sobie, ze nie istnieje. Muminki rzucające petami z jedenstego piętra, pokrzykujące jakieś niezrozumiałe hasła. Zaczarowany ołówek spędzający sen z powiek sześcioletnich, niustannie poszukiwany do czasu końca jego emisji w czwartki o 19 w programie pierwszym, zamiast tego jakiś gówniany Noddy.
Pisk na wskroś przenika moją głowę, słyszę jak mówią, obgadują mnie. Wchodzę. Strzela światło na czujnik. Zabija mnie jakoś, ale idę dalej, siadam pod ścianą i czekam aż zgaśnie. I nie wiem nic. Serce tylko czuje, jak łomoce. Wracam, po mojemu, po dziesięciu minutach. Ale już nic nigdy nie było jak kiedyś.
A co by było, Coffin, gdyby to nie nie schizofrenia a guz mózgu rozporządzał moją głową ?