Kochany Maciej.
Od tego czasu dużo dzieliliśmy i widziałam, jak wiele traci. Zasiane nad rzeką cichy i zahartowany.
Poranek szydził z nas. Krew sięgnęła nieba. Byłam po prostu szczęśliwa, mój świr i ja.
On nie mógł mnie dostrzec, miał słońce w oczach. A ptaki śpiewały, by nas uspokoić.