Zaczynam chcieć marzenia dzielić, każde po kolei, każde z osobna i razem. Wciąż cofając się i przystając, bo wieloletni paraliż wypaczył już to, co naturalne, co czyste i co pierwotne. Co ludzkie. Nadzieja każe mi trzymać siebie za rękę, chce mnie przeprowadzić przez ulicę, z niewinnością, ufnością dziecka przystaję, bo co mi pozostało innego, kiedy nawet moja jedyna siła nie nadąża z przetwarzaniem natłoku informacji. Akceptuję i godzę się na rzeczy stan, napisy na szufladach zaciera czas niemiłosierny, a czasem tak upragniony i zbawienny. Układam definicje w głowie w poszukiwaniu porządku, chcąc chaos okiełznać dziki przeszłości piętnem, chcąc uzdrowić dzień dzisiejszy. Nawet i mój mistyczny parapet skąpany w księżycu i dymie skora jestem poświęcić, bo i moja własna ostoja zmienia coraz to bardziej charakter. Tak, chyba skora jestem zostawić ją na pastwę samej siebie. Choć wiem, że zawsze będzie na mnie czekać. Tak tylko na wszelki wypadek.
20 GRUDNIA 2016
6 WRZEŚNIA 2016
28 MARCA 2016
16 LUTEGO 2014
17 WRZEŚNIA 2013
15 LIPCA 2013
5 CZERWCA 2013
3 CZERWCA 2013
Wszystkie wpisy