wróciły. niszczą i bez tego pogmatwany związek, niszczą motywację do nauki, do ruszenia się z łóżka, do wzięcia w ręce gitary, do przeczytania książki, a nawet do snu. a może to wcale nie one, może to po prostu ja. to przecież ciągle ja. to ja cały czas rujnuję swoje ciało i umysł, a do tego ranię i zawodzę jego. wszystko zniszczyłam, wszystko zniszczę. nie mam żadnej władzy nad swoim umysłem. jest nas dwie. dwie różne istoty, każda widzi inny cel i żadna go nie osiąga. stale trwa walka pomiędzy rozumem a chorobą, żadna z tych rzeczy nie prowadzi, nic nie jest stałe, a to chyba jeszcze potęguje sypanie się wszystkiego. muszę dotrwać pomocy, która jeszcze jest nieosiągalna. nie poradzę sobie sama, a on nigdy nie był odpowiedzią. cholera, gdzie moje dobre, zdrowe nastawienie? gdzie prawdziwa chęć i siły do przeciwstawienia się ciemnej stronie? gdzie jakikolwiek ład? gdzie prawdziwa ja? nawet słowa się już nie układają. to tylko stek bzdurnych myśli, spisanych tylko dlatego, że panikuję i nie mam pojęcia, co zrobić. jak się poskładać, jak zrozumieć, jak wyzdrowieć, jak w końcu przestać ranić..
28 LUTEGO 2017
25 WRZEŚNIA 2016
21 WRZEŚNIA 2016
20 WRZEŚNIA 2016
15 WRZEŚNIA 2016
25 MAJA 2016
13 MARCA 2016
9 MARCA 2016
Wszystkie wpisy