[Ja, Wzgórze Partyzantów, 24.06.2011, by Lori]
No, to zaczęły się wakacje. Jestem już absolwentką gimnazjum i szczerze powiem, odetchnęłam z ulgą, że wreszcie mam to za sobą. Niespodzianką dla nikogo nie było, że nie lubiłam tej szkoły ani atmosfery w niej panującej i cieszę się, że nie muszę tam już więcej wracać. Zaczyna się liceum, nowy etap, mam nadzieję dużo pomyślniejszy.
W piątek zlożyłam papiery do dziesiąteczki, bo zakończenie w środę przedłużyło się na tyle, że już nie zdażyłam. Potem od razu do Pasażu na zakupy. Kupiłam sobie tuniko-koszulę, którą widać na tym zdjęciu i buty, których nie widać na tym zdjęciu, ale są bardzo fajne :D. W międzyczasie spotkałam Lori, trzy razy natknęłam się na Michała i Artexa, a potem jeszcze gdzieś wpadłam na Aki i jej piesa. Piesu fajny był. Z Lori powędrowałyśmy zdjęcia robić. Do rynku (gdzie strzeliłam sobie zdjęcie z Panem z Greenpeace'u, który był bardzo zaskoczony, że ktoś do niego podchodzi), potem pod Teatr Lalek, do Parku Staromiejskiego (w którym okazało się, że mam stopy jak hobbit), potem pod Panoramę Racławicką (gdzie złapała nas ogrooomna burza, huczało i waliło, błyskało i w ogóle było źle, zimno i mokro, tramwaj przeciekał i wtf.). Pojechalyśmy sobie na Sępolno do Lorka, coby rzeczy wzięła, w Społem przeczekałyśmy deszcz i lu. U Lori zjadłam rosołek i było fajnie <3
Potem jeszcze wpadłyśmy na genialny pomysł pójścia do Ogrodu Japońskiego na zdjęcia i zadzwoniłyśmy po Michała, ale autobus nie przyjechał i nim dojechalysmy, Michał musiał uciekać. A to pech. No, ale Artex przyjechał i w sumie było super xD Zabijalyśmy czas jeżdząc tramwajami (następnym razem, jak kokosanki kocham, kupię całodzienny). 10/10, 8/10, gdzie mogłobyś 9/10. No, wiadomo o co chodzi ;).
Po powrocie do domu jeszcze zjadłyśmy coś, pogadalysmy, pooglądałyśmy filmy, poszlysmy spać, a jak wstałyśmy to do 14.15 leżałyśmy w łóżku odmóżdżając sie przy Malanowskim i Partnerach i o matko.
CZARLIIIIIII~!