[Ja i Janusz Kruciński (Jean Valjean), Teatr Roma w Warszawie, 12 marca 2011]
No i tyle czekalam na ten wyjazd, a już po. Jutro szkoła i powrót do codzienności..
Sobota jedną z piękniejszych sobót w życiu. Po 2,5 godzinach snu wyruszyłam do Warszawy, dotarłam na miejsce koło 13 i najpierw poszlam do Romy zamienić bilety domowe na takie ładne na ich papierze. No i kupić bilet dla taty. Okazało się, że jest dostawka w drugim rzędzie, więc ochoczo z niej skorzystałam i posadziłam na niej moje cztery litery. Od razu wrócily upiorowe wspomnienia, ale mniejsza.
Potem "Sala Samobójców" z Justek. Tak, Justek to jedna z tych osób, które jak widzę, od razu mam banana na gębie. Sam film mnie powalił prawdziwością. Pokazał dokładnie to, co myślę o dzisiejszej młodzieży pokazał różnicę między mną a nimi. Chociaż w sumie to nie wiem czy za bardzo różnię się od innych. Nie piję, nie palę, jestem wrażliwsza, ale czy to nie o tej wrażliwości w tym filmie mówili? No, generalnie rzecz biorąc jestem poruszona. Po kinie Coffee Heaven, które nas nie kochało i z czterech kawiarni przyjęła nas tylko ta jedna, do której i tak wróciłyśmy drugi raz i czekałyśmy aż państwo dopiją aka dojedzą. I tak nam czas zleciał. Na rozmowie, śmiechu, piciu kawy i opiekowaniu się muffinkiem (muffinkowa niania *-*).
Odprowadziłam moje kochanie na ciapong lub ciuchcię jak kto woli. Nowa jechała, nowa jechała! I nie tylko Justek się z tego cieszyła, co było najzabawniejsze. Poszłam pod Romę, spotkałam się znów z rodzicami, powędrowaliśmy jeszcze do apteki i do Romy na spektakl.
O samym spektaklu nie mam zbyt wiele do powiedzenia, bo jak zwykle nie potrafię się z wrażenia wysłowić. Po raz kolejny bardzo płakałam. Tak mi się też nasunęła odpowiedź, dlaczego mnie to tak rusza. Stwierdziłam, że chyba dlatego, że ten spektakl jest po prostu o zwykłych ludziach mających marzenia i o tym, jak łatwo te marzenia mogą upaść. Jak my sami możemy upaść bez wsparcia innych. A ja, jako osoba posiadająca dużo marzeń, po prostu się boję, że kiedyś zostanę z tego wszystkiego obdarta, skończę ze znienawidzoną pracą, niedającą przychodów. Co innego, jeśli przychodów nie będzie, a pracę będę kochać, ale to już taki dalszy plan, powiedzmy.
I tylko jednej Marty mi do szczęścia zabrakło. Kocham was, wiecie?