ROZDZIAŁ X
-Cathy ! - krzyknął Martin
Annie poczuła jak coś ciężkiego pada bezwładnie na nią. To Tyler.
Przed oczami zobaczyła białe światło... i straciła przytomność.
Obudziła się rano w białej sali, na twardym łóżku. Popatrzyła się w prawo i w lewo. Z trudem mogła otworzyć oczy.
Ktoś stał nad nią i świecił jej czymś po oczach.
- Słyszysz nas?
- Taaa.aaaa.k
Zagoszono światło i Annie mogła w końcu zamrugać. Dziwne postacie w białych fartuchach wyszli z sali.
-Jesteś ! - powiedział znany jej głos, a rudy kosmyk opadł jej na twarz.
-Cathy? - spytała
- Taak.
-Gdzie Martin? - próbowała się lekko podnieś i zobaczyła w rogu Jessy, która siedziała na kolanach Jane.
- Poszedł zobaczyć co z Tylerem.
-Żyje?
-Jest w stanie krytycznym.
- Annie - podeszła Jane - jak się czujesz? - zaraz obok niej stanęła Jessy. Chwyciły się za rękę. Zobaczyły, że dziewczyna patrzy się na nie znacząco.
- Już dawno miałyśmy wam powiedzieć - powiedziała Jessy z przepraszającym uśmiechem.
- Cieszę się -wyszeptała z trudem Annie.
Znów to przytłaczające uczucie. Nic nie wiedziała o Jessy i Jane. Zawsze kiedy gadały o chłopakach, fakt, one się nie odzywały. Ile to trwa? Czemu nic nie mówiły? Czy w tej grupie, tylko ona była do końca szczera ? Jeszcze Martin...
- Dzięki za uratowanie - zwróciła się do Catherine.
- Ja również... jestem wolna... nie muszę już tego robić... będzie jak dawniej- krzyknęła z uśmiechem.
- Chyba żartujesz. Już nic nie będzie jak dawniej. Ja o tym nie zapomnę Cathy. Nie zaufam Ci. Naszej przyjaźni już nie ma, rozumiesz? Nie masz co na mnie liczyć. Nie wiem jak reszta,ale ... sorry... wczorajszy wieczór nic nie zmienia. Jesteś dla mnie nikim.
Widziała jak łzy napływają Cathy do oczu. Annie była z siebie dumna. Nigdy Cathy nie płakała przez nią. Zawsze było na odwrót. Teraz ona okazała się zimną suką. Niech cierpi. Podobało jej się to. Niech poczuje się tak, jak ona się poczuła.
- To nie jest moja wina ! Ja musiałam to zrobić... nie chciałam być sama.
- Trzeba było uciec, powiedzieć prawdę ! Wcześniej ! Zanim nas porwał ! Pomoglibyśmy ci - z zachrypniętym głosem Annie krzyczała jak wariatka. Miała ochotę wstać i jej przywalić.
- Annie ? - ktoś wpadł do sali. To Martin, zziajany, zdenerwowany wszedł do tego białego pokoiku z jakąś wiadomością. - jak się czujesz?
- W porządku - odpowiedziała - Martin co się stało ?
- To już koniec - uśmiechnął się
- Jak to ? - zdziwiła się Cathy
- Tyler nie żyje
Jakieś dziwne uczucie przepełniło Annie. Ulga? Zdziwienie? Zażenowanie ? Nie była w stanie go opisać. Myślała, że będzie czuła się dobrze po takiej wiadomości. Niestety. Nie było to czego oczekiwała. Obawiała się, że jej psychika została nadszarpnięta za bardzo. Obawiała się, że nigdy nie poczuje już żadnych dobrych uczuć.
ZWIASTUN NOWEGO OPOWIADANIA, SZUKAĆ I LAJKOWAĆ TU :