Ewa ma rację - to wszystko przez zbliżającą się rocznicę. Dlatego sama szukam sobie problemów.
Jestem na swoich śmieciach, w perspektywie spotkanie z dziewczynami,
mała odskocznia.
Za tym właśnie tęsknię - za pogaduchami, kawie przy stole w kuchni, stosami słodyczy zjedzonych wspólnie - bo wtedy smakują lepiej.
Trochę nie mogę się odnaleźć w związku ze zmianą otoczenia, bo wszystko jest przerażająco nowe.
Nowi ludzie, nowe warunki pracy, nowe miasto, w którym się gubię.
Boję się, że nigdy się z tym nie oswoję.
Brakuje mi głupich tekstów moich współpracowników, brakuje mi sympatii, którą mieliśmy w stosunku do siebie i tej... rodzinności, czegoś specyficznego co nas wszystkich łączyło i wiązało razem.
Nie chcę 'awansować' na zimnego i obojętnego człowieka, który w pracy odwala swoje i tyle. Myślałam, że będzie kapkę inaczej... chociaż jak sobie przypomnę początki tam, no... kolorowo też nie było! ;)
Coś mi jednak podpowiada, że niestety, ale wraz ze zmianą pracy straciłam cząstkę... siebie. I teraz to ja się będę musiała do wszystkich dopasować, bo nie gram na swoim podwórku.