Środek nocy, a ja siedzę w kuchni, popijam herbatę i zamiast szykować się do pracy myślę o głupich głupościach.
Marzec to dla mnie okres dużych zmian, nie wiem co mi przyniesie, zupełnie. To taka trochę Kinder-niespodzianka, bo albo będę bardzo szczęśliwa, albo rozczarowana jak dziecko, które zamiast Milki z orzechami dostało zwykłego cuksa.
Ostatnie dwa tygodnie to okres jakiegoś cholernego przesilenia, podczas którego zebrać się do kupy nie mogę, ale wszystko i wszędzie tłumaczę miłością i uciskiem jej na mój biedny mózg. Od poniedziałku muszę się solidnie wziąć za siebie, niestety. Choć wczoraj się dowiedziałam, że mój stan jest spowodowany wybuchami na Słońcu - to znaczy, że ze mną wszystko w porządku, tylko to cholerne Słońce! ;)
Ech, zawijam się do pracy.
'Hej - ho, hej - ho, do pracy by się szło...'