ucieka mi czas przez palce, do tego stopnia, że
mam wrażenie, że go marnuje. bo jak inaczej to nazwać?
straciłam ten okres, chyba najlepszy tak sądze z perspektywy czasu,
który był moją rutyną a jednocześnie dawał mi tak strasznie dużo możliwości
i uszczęśliwiał.
miałam wszystko czego potrzebowałam w zasięgu ręki. teraz nie mam niczego
z tego okresu. i już się z tym pogodziłam oczywiście, ale będę do tego wracać często.
jeszcze chcę wracać. ze spokojnym uśmiechem na twarzy :)
aktualnie czuję dużą presję i strach
że wszystko co dla mnie ważne rozgrywać ma się za pare chwil
a ja nie jestem do tego przygotowana.
od przyszłych kilku miesięcy zależy moja dalsza przyszłość
a ja zdaje się wcale nie robić nic w tym kierunku, by była jak najlepsza.
za dużo rzeczy zbyt szybko się dzieje w środku, we mnie
każdy nowy miesiąc, to jak krok milowy, odczuwam upływ czasu strasznie mocno
boje się tego :/ to dziwne
walczę jak mogę ale
chyba wszystkie zasoby sił na świecie kiedyś się wyczerpują? dlaczego jest tak ciężko?
nie chce na to czekać ale nie potrafie inaczej.. to narazie jedyna szansa dla mnie
na zbawienie
on na pewno gdzieś jest
on już
moim śladem idzie
kocham go!
już dziś!
http://www.youtube.com/watch?v=wO_lA6hV1Ag