Czuję się jakbym wieki tu nic nie pisała.
W sumie, minęło pół roku. Kawał czasu.
Jestem w stolicy Szkocji i zarazem najpiękniejszym mieście ze wszystkich, w których do tej pory byłam - Edynburgu.
3-miesięczne praktyki w Royal Botanic Garden Edinburgh.
Jest wspaniale. Zasadniczo.
Ale zaczynam tęsknić. Tak boleśnie.
Właściwie to od wczoraj chłonę sagę Zmierzch. Dosłownie. Wczoraj siedziałam do 3 w nocy, dziś odkąd się obudziłam czytam dalej. Doszłam już do 3 tomu. I czytam dalej, napawam się tymi emocjami, których mi teraz tak bardzo brakuje. Przeżywam wszystko za Bellę, bo to łatwiejsze niż przeżywać własny ból rozłąki. Czuję się jak jakaś durna nastolatka, używając takich sformułowań, ale cóż poradzę, taka prawda. Do tego w tle Meteora Linkin Parku. Chyba się trochę dołuję. Wczytuję się w teksty piosenek z Meteory - nie wiem który z nich jest najbardziej dołujący. Ale o dziwo jakoś mi przez to lepiej wytrzymać.
Śpiewam z nimi:
And now
You've become a part of me
You'll be always be right here
You've become a part of me
You'll always be my fear
I can't separate myself from
What I've done
I've given up a part of me
I've let myself become you
i jakoś mi lepiej. Ciśnie mnie w środku, ale jednak, w jakiś przedziwny sposób czuję się przez to lepiej.