Praktyki o ogrodzie botanicznym dobiegają końca. Lato się kończy, Kraków wzywa... Nie chcę jechać. Tym bardziej że w poniedziałek od razu egzamin... Ech.
Ogród jest niedaleko lotniska, jak siedzę w tunelu i odchwaszczam roślinki co chwila słyszę lądujący bądź startujący samolot. Słyszę, a potem widzę. Za każdym razem przerywam na chwilę to co robię i próbuję dostrzec co to za linie lotnicze, zastanawiam się dokąd leci, marzę żeby też polecieć.
Znaleźliśmy w sumie fajne połączenie, tanie, noclegi byśmy mieli za darmo... Ale pociągi we Francji są droższe niż samoloty, więc nic z tego nie wyjdzie. Szkoda mi bardzo.
Może za rok.
Może, w końcu, oszczędzimy tyle że będziemy mogli gdzieś polecieć i nie bać się że nam potem pieniędzy nie wystarczy. A może to bez sensu? Może lepiej po prostu oszczędzać, na później, na mieszkanie? Chcę lecieć, zwiedzać, spacerować po nieznanych ulicach, wsłuchiwać się w nieznane mi języki. Rozum mówi: nie, zostaw, oszczędź na potem, na mieszkanie, może na samochód?.
A ogród botaniczny w Poznaniu fantastyczny. Szkoda że już kończę praktyki, zostałabym na dłużej... I w Poznaniu, i w ogrodzie, na dłużej, jak najdłużej.