wystarczy że zaczął się semestr i już umieram.
zaliczenie megatrudnego egazminiu a do tego bezsensownych ćwiczeń i jeszcze napisanie i obrona pracy jest chyba nie możliwe. inni jakoś daja radę. ja siebie nie jestem pewna.
do tego beznadziejni ludzie, których mam dość już po dwóch dniach. zdecydowanie za dużo drzących się, wrednych i wścibskich mord wokoło. zdecydowanie za mało, by z kimś pogadać. i to ma być socjologia? jakoś w tym przypadku nazwa kierunku nie mówi sama za siebie...
mam już dość czekania na normalność. normalność w wielu aspektach.