Chcieć być nieugiętym, a później biegać po kościołach w promieniu ~ 5km, których paradoksalnie od Placu Inwalidów po okolice Plant jest mega dużo, i nie odnaleźć celu. Kończąc na Grottgera, oczekując w rozpaczy końca. Wówczas pojawił się wielki zawód, ze spokoju ducha wyłoniła się potrójna złość na samego siebie.
Niby zwykłe przedrzeźnianie się, ale szala tym razem chyba została przechylona na drugą stronę.