Lubię sobie wyobrażać, że wyzwoliłem się z jarzma wmawiania mi z zewnątrz poczucia konieczności znalezienia dla samego siebie celu. Myślę wtedy że trwanie samo w sobie jest po prostu przyjemne. I dzień za dniem, utwierdzam się w tym coraz bardziej, tworząc dla innych oślizgły i kompletnie niezrozumiały rudyment siebie, a dla siebie bazę dobrego samopoczucia.