zbyt dużo na głowie i słowa mamy mnie dobijają. "nie wiem co Ci odbija, zobacz jak Ty wygladasz(blizny, cięcia). oglądasz zdjecia, wyszukujesz w internecie o chorobach i wymyslasz. to samo z astmą. naczytałaś się o tym i nagle ją masz". boże, poważnie? do tej pory nie mogę uwierzyć w to, co powiedziała. za każdym razem, kiedy o tym myślę doprowadza mnie to do łez. dzięki takiemu gadaniu coraz częściej mam wrażenie, że ja naprawdę to wszystko sobie wmówiłam. oh, cudownie. spieprzyłam sobie okres ośmiu wiosen, a przecież jestem w wieku siedemnastoletniej książki, która nadaje się do spalenia. jestem żałosna. ponadto uczę się na potęgę. jutro trzy sprawdziany z angielskiego i bodajże sześć kartkówek z dwóch przedmiotów. a wszystko po to, żeby choć raz, choć przez chwilę, być z siebie dumną. wyznacznikiem mojej dumy jest średnia 4,0. wsparciem dla mnie jest już tylko ona, moje najwspanialsze maleństwo. to dla niej się tak staram, wszystko robię dla niej. odbiegawszy od tematu, cholernie obawiam się o przyszłość zwiazku z moim T. oddalamy się od siebie, izolujemy na siebie nawzajem. a on jak zwykle obwinia wszystko siebie. smutno mi, że nie potrafię być dla nich dwojga lepsza.
PS wybaczcie mi kochane moje zaniedbanie. mimo braku komentarzy jestem, czytam, myślę i martwię się niesamowicie o każdą z was z osobna. kocham Was maleństwa.