photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 7 LIPCA 2011

eight.



Rozdział 3




      Zawsze zastanawiałam się dlaczego słońce świeci kiedy nasze życie się burzy. Tak jakby coś je właśnie rozśmieszało. Może ono się karmi naszymi niepowodzeniami. Może po prostu ma nam dawać nadzieję na lepsze jutro, ale dlaczego zawsze nas bardziej dołuje, niż podnosi na duchu ?
      Stałam przed wejściem do willi i walczyłam ze sobą żeby wejść do środka. Najchętniej dałabym nogę do miejsca gdzie, by mnie nikt nigdy nie znalazł. Gdzie mogłabym żyć spokojnie, nie przejmując się kolejnym dniem. Bez zadawania sobie pytań co mnie dziś spotka. Bez zamartwiania się, czy może nie robię czegoś źle. Wiedziałam, że to nie możliwe. Takie rzeczy się nigdy nie zdarzyły i nigdy nie zdarzą. Jestem skazana na życie pod obserwacją i ciągłe obrywanie od niego. Na myślenie co się dziś wydarzy i na zamartwianie się. Miałam dwie opcje. Pierwszą wejść do środka, porozmawiać z asystentką mojej Matki i dowiedzieć się co mam robić, albo drugą stać tu, aż w końcu ktoś to zauważy i wepchnie mnie do środka. Wybrałam pierwszą. Szybkim ruchem otwarłam drzwi i weszłam do środka. Nie zważając na sprzątaczkę pobiegłam na górę do " mojego " pokoju. Gdy już weszłam, zatrzasnęłam drzwi za sobą i poczułam jak strach ściskał moje serce. W prawdzie nie powinnam zastać o tej porze mojej Matki w domu , ale nie mogłam pozwolić sobie na spotkanie z nią. Rozpakowałam torbę, przebrałam się w świeże ubrania i posprzątałam w pokoju. W końcu jednak zmierzyłam się ze sobą i zeszłam na dół.
      Wszystko jak zwykle lśniło czystością  Pani Danken spisywała się na medal, nie raz ja sama widząc bałagan zostawiony po imprezie, wolałam wyjść z domu, a ta biedna staruszka ze stoickim spokojem doprowadzała dom do poprzedniego wyglądu. Miałam nadzieję, że moja matka daje jej wynagrodzenie na jakie zasługuje. Chociaż jeśli o to chodzi to co miesiąc ja sama dostawał od niej tysiąc dolarów kieszonkowego. Zdawałam sobie sprawę, że to była taka jakby zapłata za trzymanie języka za zębami. Wiec chyba ta staruszka zasługiwała na więcej. Nie zastanawiając się nad tym dłużej zaczęłam szukać Irvette. Asystentka Matki zawsze była zajęta, ale zazwyczaj przesiadywała w willi. Znalazłam ją w ogródku, siedziała na kanapie przy basenie i rozmawiała przez telefon.
- Irvette ? Mogę przeszkodzić ? - zapytałam nieśmiało.
- Właśnie jest. Keira zadzwonię później. - rzuciła do słuchawki i się rozłączyła. - Siadaj Słonko. Musimy pogadać. Zdajesz sobie sprawę, że Twój wypadek narobił problemów twojej Mamie tak ?
- Tak - wycedziłam przez zęby.
- Udaję, że tego nie widziałam. Skup się. Trzymamy się wersji, że wybiegłaś na ulicę, bo przestraszyłaś się i nie myślałaś logicznie, co często się zdarza po ówczesnym upadku i uderzeniu głową. Musisz mówić, że mama odwiedzała Cię codziennie w szpitalu, mamy kilka przerobionych zdjęć więc tutaj nie ma problemu. Co do Twojego zdrowia to już po wszystkim. Nie było żadnych komplikacji, ale trzymali Cię w szpitalu dłużej przez wzgląd na badania. Teraz tylko planujesz wspólny wyjazd z Matką żeby odpocząć.- Irvette mówiła bardzo chaotycznie, ale zrozumiałam wszystko. - No więc to tyle. Musisz tylko odebrać swoje świadectwo ze szkoły. Aaa i szukał Cię jakiś Alex. Powiedział, że jeszcze wróci.
- Dzięki Irvette. Coś jeszcze ? - chciał już wyjść z domu.
- Twoja Mama organizuje bankiet w sobotę i masz na nim być. Dostaniesz dodatkowo dwieście dolarów do kieszonkowego. - oświadczyła z uśmiechem.
- Zrozumiałam. Cześć - rzuciłam i jak najszybciej opuściłam ogród. Pobiegłam na górę do pokoju. Złapałam torbę, notes, pióro i wybiegłam na ulicę. Nie chciałam łapać taksówki . Nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo. Szłam w milczeniu przed siebie.



Komentarze

iloveedward super ;d
07/07/2011 11:22:12