niesamowity tydzień.
nie było takieg dnia, w którym nie było jakiegoś zaliczenia
przyjazd Moniki, 3 imprezy, a od środy od godziny 06:00 do piątku do godziny 02:30 nawet nie zmrużyłam oka
dopiero dzisiaj mogłam sobie pozwolić na przyjemność spania;)
roztroiłam się kompletnie, nie lubie jeść śniadań o 12:00.
Wróciłyśmy z Monią o 5 do domu, zdążyłysmy tylko umyć zęby i musiałam odstawić ją na pociąg,
wróciłam do siebie, zmieniłam koszulę i poszłam na egzamin, tylko po to, aby się podpisać i zapytać o drugi termin.
A piszę to, ponieważ na egzaminie nawet nie czytałam pytań, a zaliczyłam. Co prawda na marne 3+ ale jest.
Mam szczęście nie wtedy kiedy trzeba:) Gdy siedzę i zarywam nocki na naukę, nie udaje się tak od razu za pierwszym razem,
natomiast gdy siedzę i zarywam nocki będąc ze znajomymi, zawsze zaliczenie przychodzi z łatwością ;) lubię to.
poza tym jestem niesamowicie szczęśliwa, ten tydzień był nie tylko niesamowity dlatego, że był tak napięty.
ta cała noc, kiedy siedzieliśmy Monia i Michał, ja i Rafał, to było coś magicznego.
To chyba najbardziej odpowiednie słowo... A miałam ogromnego stresa przed tym spotkaniem.
Nie wiem dlaczego, bałam się konfrontacji dwóch ważnych dla mnie osób...
to tak jakbym przedstawiała kogoś mamie i bała się, że jedna strona nie zaakceptuje drugiej
choć w ogóle nie chodzilo tu o akceptację, to było mi obojętne.
Marzy mi się, aby usiąść tak za 20 lat, tym samym składem, ale już z naszymi dziećmi, bawiącymi się razem klockami:)
jestem szczęśliwa, bardzo.