Zaraz ja zgine.Wykończe sie tymi nerwami i pytaniami "dlaczego" krążacymi w mojej głowie. Jestem zmęczona,wyczerpana...a nie moge nawet zamknąc oka. Chciałabym cofnąć czas,by móc Cie opamiętać. "Przykrość" to idealne określenie tego co teraz czuje,ale zupełnie za słabe do tego by wyrazić jak duża...Złość,ból,smutek... Wyprałeś mój mózg doszczętnie. Moja psychika jest na włosku,w momencie kiedy Ty potzrebujesz mnie mocnej i zdecydowanej. Nie wiem co robić.I najgorsze jest to,że czuje,że czas tutaj nic nie zdziała,bo to nie kwestia zapomnienia tylko życia.Na pewno tego nie zapomne.Trudnośc polega na tym jak dalej żyć... Jedyne co teraz wiem to to,że Cię kocham,a jednocześnie niecierpie za to co zrobiłeś. Twój egoizm przerósł samego Ciebie. Nigdy nie zrozumiem jak do tego doszło.Boje się co bedzie dalej,boje się,że znów to zrobisz,a jednocześnie dziękuje Bogu,że nic Ci się nie stało.To nie jest kwestia wyboru lub kłótni,miłości nie da się tak łatwo zniszczyć,a moja do CIebie zrobi wszystko by zamknąc to cholerstwo które nad nami wisi. Wyciagne Cie z tego bagna,ale nie obiecuje,że się nie wykończe. Chyba nie musze dodawać,że Cie kocham...
Dziękuje Wszystkim którzy z nami sa...nawet nie wiecie jaką siłe dajecie.
:*
Dziekuje Pizun. brak słow.