Zdjęcie z 25.05.2014. Zdjęcia porównawcze: KLIK
.
Wczoraj zaszalałam. Głupia ja. Rest day przeistoczył się w "Skoro i tak już zawaliłam to mogę zjeść jeszcze to, to to i to" day. . Dlaczego? Już wyjaśniam. Od kilku dni męczą mnie jakieś metafizyczne znaki. Jakby wszechświat chciał przekazać mi wiadomość. Nigdy nie wierzyłam w los, horoskopy, prorocze sny, nie modliłam się do żandych bogów. Jedyne w co wierzę, to potencjał ludzki. Tylko człowiek może decydować o swojej przyszłości, tylko inny człowiek może wpłynąć na zmianę w moim życiu. A jednak. Wszechświat mówi...
Ciągle widzę jakieś pary. Nie wiem z jakiego powodu, może wiosna, pierwotne instynkty do rozmnażania, ale wszędzie widzę pary! Nawet dawna koleżanka, którą wszyscy uważali za nieporadną społecznie - od kilku miesięcy ma chłopaka. Apogeum irytacji osiągnęłam jadąc autostopem, gdy usłyszałam od kierowcy "faceta sobie znajdź, niech cię podwozi". Szlag by to. Nigdy z nikim nie byłam, czuję, że nieprędko się to zmieni. Chcę, nie chcę. Może by tak poszukać, a nie bezczynnie czekać? Tylko znowu żeby nie być desperatką. Cóż. Nie ingeruję w to. Ostatecznie jednak, zamiast wziąć się za siebie, zrobić dobry trening, dobrze zjeść i zrobić krok ku samoakceptacji i temu, by podobać się innym : zajadłam smutki. Głupia ja...
.
Załatwiam sobie pracę w Holandii. Chcę wyjechać na całe dwa miesiące wakacji, a nawet już pod koniec czerwca. Bez nikogo, sama w wielkim świecie. Chcę wydorośleć, zweryfikować swoje mniemanie o byciu "dojrzałą nader swój wiek". Dwa miesiące prawdziwej izolacji. Bez ograniczeń. Tylko samokontrola. Nie mogę się doczekać!
.
Nie poszłam dziś do szkoły. Znowu - trudno. Wyspałam się, zaraz posprzątam, poćwiczę, pouczę się na jutro. Spędzę ten dzień produktywnie!
.
!Grand