Zaniedbałam photobloga. Ale to najmniejszy problem... Źle się dzieje.
.
Boli mnie serce - ale nie, to nie choroba ciała. Raczej duszy. Dowiedziałam się, że siostra ma poważne problemy zdrowotne. Tak, znowu. A mi, osobie, która tego zdrowia aż tak nie potrzebuje, nic się nie dzieje. I mam wyrzuty sumienia. I piątek i sobotę przeleżałam w łóżku. Czułam się jak w agonii. Cały czas spałam; budziłam się tylko momentami, jadłam to, co było pod ręką. Nieregularnie. I niekoniecznie tak, jak powinnam. Nie ćwiczyłam. Po zrobieniu pięćdziesięciu przysiadów myślałam, że zemdleję. Co jest, do cholery? Czy to jakaś zdolność empatii, współodczuwania, łączenia się w bólu z inną osobą? Czy może wymówka do nietrzymania diety...? Sama już nie wiem. Nic nie wiem.
.
Byłam na mini imprezie. Dwie koleżanki i ja. Nie piłyśmy alkoholu. W inny sposób chciałyśmy oderwać się od rzeczywistości, odciąć się od smutków i łez i w końcu śmiać się pełną piersią, nawet z błahych powodów. I co? Nic. Najpierw było fajnie, potem poczułam, że oszukuję sama siebie. Położyłam się, dziewczyny myślały, że płaczę. Poniekąd miały rację. Był to taki podskórny płacz, a łzy, zamiast po policzkach, spływały mi do gardła. Twarz pozoztała nieruchoma, tylko oczy mi się zaszkliły. Męczy mnie coś, czego nie potrafię zdefiniować. I to jest najgorsze. I męczy mnie to, że mam opinię tej opoki, na której ramieniu można się wypłakać. A mi? Mi nie wolno pokazywać uczuć.
.
Dziś? Tak, wstałam dopiero o 11.30 więc już pół dnia za mną... Ale wykorzystam drugą część doby należycie. I szkoła, i dieta. Pójdę biegać. Bo faktycznie, prawdziwe szczęście odczuwam jedynie, gdy w moim ciele buzują endorfiny.
.
!Grand