Nie wiem, jak opisać wczorajszy dzień. Dużo się wydarzyło.
Rano padał deszcz - a że jestem meteopatą, wprawiło mnie to w melancholijny nastrój. Dobrze pamiętam, jak szczęśliwa byłam w zeszłym roku 3maja. Nakłoniło mnie to do refleksji. Wróciłam w te same miejsca, chociaż zwykle tego nie robię; nie jestem sentymentalna. Ale może mi po prostu tego brakuje? Może wciąż chcę tam wrócić? A powiedziano mi, że mogę to zrobić kiedy chcę. Stałam i patrzyłam z oddali na szczęście ludzi, którzy robili to, co ja rok temu. Radość, beztroska... Spotkałam się ze znajomymi z tamtego okresu. Wiem, że uśmiechy, które w moją stronę kierowali, były szczere. Ale jak dla mnie była to jedynie gra pozorów na wielką skalę. I doszukiwałam się dziury w całym. Bo te wszystkie miłe słowa, pochwały, przekonywania bym wróciła... Nie potrafię docenić komplementów.
.
Babcia się przewróciła, złamała rękę w łokciu i miała wczoraj operację. Mamie pękła rogówka w oku i musiałam z nią jechać na pogotowie. Tata ma rozwaloną wątrobę. Siostra od zawsze była chorowita. A ja? Nie licząc nałogów, przeziębień i nadwagi, nigdy nic poważnego mi nie dolegało. Powinnam się cieszyć, prawda? Ale mnie to jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, że nie pasuję do tej rodziny. I jestem czarną owcą.
.
Wieczorem impreza, tak, znowu. Był jeden kolega, dużo mówił, żartował, poprawił mi nastrój. Śmiałam się na głos. I dużo piłam. Na umór. I zadziałało. Byłam pijana, szczęśliwa i dobrze się bawiłam. Aż przyszła koleżanka. Swego rodzaju mój autorytet, idol, osoba, do której zawsze czułam respekt. I wchodząc, skarciła mnie kopniakiem w tyłek za to, co zrobiłam. Było to po koleżeńsku, potem przytuliła mnie na powitanie. A ja stałam jak wryta. Może alkochol spotęgował moje odczucia, ale nagle zrobiło mi się niesamowicie smutno. Czar prysnął. I zaczęłam żałować. Z całego serca żałować tego, co zrobiłam. Do tej pory łudziłam się, że podjęłam dobrą decyzję. Teraz wiem, że to był błąd. I żałuję... Wyszłam na dwór, siedziałam, chciałam być sama. I ludzie, którzy przychodzili sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku a ja ich odganiałam, nie przestali przychodzić. Lubią mnie. Martwią się. Tęsknią... W pewnym momencie pękłam. Popłakałam się i musiałam zwymiotować. Nie jestem do końca pewna, czy z powodu wódki, czy z emocji i stresu. Ale jak źle by to nie zabrzmiało, czułam, że rzygając nie oczyszczałam żołądka, a umysł ze złych emocji. I pomogło. Czułam się pusta. Fizycznie, psychicznie. Dopiero dziś powiedziano mi, że jak wczoraj zniknęłam, urządzono wielkie poszukiwania. W końcu mnie znaleźli. Trzy osoby zrobiły mi eskortę do domu. Miałam w nich oparcie - i dosłownie, bo pomagali mi iść, i metaforycznie. Nie spodziewałam się aż tak wielkiej troski z ich strony. Wróciłam do domu, poszłam spać. I zasnęłam jak dziecko.
.
Dzień zaczęłam od soku z połówki cytryny zmieszanego z sokiem pomarańczowym, ananasowym i rozcieńczonym wodą. Zjadłam śniadanie i jadę odwiedzić babcię. Potem muszę pobiegać, obowiązkowo!
.
!Grand
Inni zdjęcia: Zamek Czocha purpleblaackSparta 2praga - Opava wroclawianinMalina lepionkaSikora bogatka slaw300Troska. rainbowheroineNie ma Ciebie rainbowheroine‘Nie chciała się zgodz martawinkel9 / 03 / 25 xheroineemogirlx1407 akcentovaTurkusowo, fioletowo i w Pumie xavekittyx