Śniła mi się zagłada świata. Tak bardzo lubię jak śnią mi się zagłady świata. Wiem, że to ja ją spowodowałam. We śnie zagrałam w sapera na niebie. I przegrałam. Przegrałam Ziemię, a ja płakałam, że już więcej nie zobaczę Marcela, że nawet nie usłyszę jego głosu. Ty wtedy byłaś ze mną i wiedziałaś, że to wszystko przeze mnie, a mimo to położyłaś się ze mną na trawniku i patrzyłaś na istoty ukazujące się wśród chmur. Ogromne strzały spadały z nieba i powoli zabijały każdego, a my nadal tam leżałyśmy i dziwiłyśmy się wszystkiemu. Dziękuję Ci, Martosiu, że mnie wtedy nie zostawiłaś. Potem poczułam trzęsienie, znalazłyśmy się przed jakimś ogromnym budynkiem. Ty stałaś z nimi, ja byłam sama. Obserwowałam te ogromne strzały. Uciekłam. W szkle widziałam swój cień, który jednak nie okazał się moim cieniem. Ktoś chciał mnie zaatakować. Skuliłam się i obudziłam.
Lubię sny o zagładzie świata, bo tak dokładnie odzwierciedlają moje życie.
Do dupy.