Ktoś, kto powiedział, że czas goi wszystkie rany, jest kłamcą.Czas pozwala jedynie nauczyć się najpierw przetrwać, a potem żyć z tymi ranami. Ale każdego ranka, natychmiast po otwarciu oczu czuje się te rany. I zawsze, do ostatniej chwili życia będzie się czuło obecną nieobecność Od tego można uciekać, ale nie można uciec.
Bardzo trudno jest przemilczeć to, na co brakuje słów...
Czy zasługuję na bycie szczęśliwą?
Czemu pogrążyłam się tak głęboko w tych pustych ranach?
Na każdego w życiu spada deszcz strzał. Lecz czemu akurat moje serce robi wciąż za cel ? Emocje tak szybko się zmieniają. Tracę dech i padam wyczerpana gdzieś z tyłu.
Nie umiem zapanować nad sercem,świat wyślizguję mi się z rąk. Szczęście oddalone o parę kroków,sama
dodaję sobie stopni na schodach. Każdego może to przerażać , lecz dla mnie jest to naturalne jak śmiech.
Płacz jest jak oddech im dłużej go trzymasz,tym więcej wypuszczasz. Pozwól mi oddychać smutek to mój dom.
Chcę tu zostać,tu jest moje miejsce. Nawet jeśli wyjdę na moment do szczęścia, wiem , że i tak wrócę z powrotem.
Dręczą mnie zawroty głowy, gdy już przekraczam progi mojego domu,
bo jest to granica mojej wygodnej sfery.
Bezużyteczne emocje, które zaśmiecały moje serce, pokryły się kurzem.
Jeśli się z stąd wyniosę,umrę. Znienawidziłam to nieznane szczęście bardziej niż znajomy mi smutek.
Odrzuciłam własne kroki,obawiam się, że stanę się bezużytecznymi butami-
bo świat, czas i ludzie mnie już znosili.
To co świat myśli, zbiera się we mnie jak przed domem stos gazet i rachunków. Płaczę bez łez. Płaczę nieświadomie.
Kolejny raz nienawidzę siebie.
Za to jakim człowiekiem się staję. A przecież mówiłam,
prosiłam,błagałam samą siebie by stać się chociaż odrobinę inną osobą.
Chcę mniej ranić, mniej wybaczać, mniej się przywiązywać a przede wszystkim mniej ufać.
Stawiać granice, i umieć samej sobie odmówić. Chcę stanowczo mówić przestań tęsknić. i robić to.