Współczesna literatura młodzieżowa prezentuje dziś dwa oblicza albo tyczy się spraw błahych, albo jest o seksie. Na jej tle Igrzyska śmierci zdają się świecić niczym fantazyjny kostium głównej bohaterki. Bo mimo kilku drobnych wpadek jest to powieść ze wszech miar udana. I nie jest o seksie.
Sam pomysł porównywany bywa do Battle royale - i faktycznie mamy tu do czynienia ze swego rodzaju zbieżnością fabuł (krwawe zawody w których biorą udział młodzi ludzie pod czujnym okiem kamer), jednak wnioski jakie płyną z obu dzieł są zupełnie odmienne. Japoński film to przede wszystkim historia o różnorakim zachowaniu ludzi w sytuacjach krytycznych i konieczności zarzucenia narzuconych norm kulturowych celem ocalenia. Tymczasem oś fabularna igrzyska, odnosi się do mitu o minotaurze i daninie w ludziach jaką Ateny płaciły Krecie. Dodatkowo Igrzyska skupiają się na jednostce. Jednostce silnej lecz targanej emocjami. Katniss bo to o niej mowa, jest zaprzeczeniem bohaterek z większości powieści dla młodego czytelnika. Jest silna, sprawna, sama utrzymuje rodzinę i o zgrozo para się myślistwem. Nie mamy tu do czynienia z nieporadną Bellą czy nowobogackimi bohaterami Plotkary. Jednak świat i autorka nie oszczędzają bohaterki nie dość, że na jej życie czyhać będą inni wybrańcy to jeszcze wplączę się w najstarszą aferę ludzkości wojnę.
Sama koncepcja świata to chyba najsłabsza strona książki jest dość powierzchowna i nieco sztuczna. Trudno sobie wyobrazić sprawne funkcjonowanie Kapitolu przy tak zróżnicowanej produkcji dóbr przez podbite dystrykty. Każda katastrofa, każde opóźnienie musiałoby pociągać lawinę zdarzeń, które nie pozwoliłyby stolicy wybić się na tak olbrzymi poziom dobrobytu jak to przedstawiono w powieściach. Trzeba wziąć jednak pod uwagę fakt, że science fiction jest tu jedynie dodatkiem i przez to można na tę sztuczność spojrzeć przez palce. Kolejnym mankament to wizja społeczeństwa bezreligijnego historia pokazuje, że takie cywilizacje po prostu nie mają prawa istnieć. Nie obserwujemy tu nawet charakterystycznego dla wszelkich totalitaryzmów kultu jednostki, a obrzędy zaślubin sprowadzają się do... wspólnego pieczenia tostów!
Znacznie lepiej wygląda sprawa polityki. Autorka nie poszła po linii najmniejszego oporu czyli rozwiązaniu - zły faszyzm kontra dobry socjalizm. Jaki zatem ustrój panuje w Kapitolu? Trudno to jednoznacznie stwierdzić, ale najwyraźniej mamy tu do czynienia z jakąś zdegenerowaną formą post-demokratycznej dyktatury. Społeczeństwo jest typowo konsumpcyjne aż do granic absurdu (mutacje genetyczne, udziwniona moda). Brak tu jednak faszystowskich kalek możemy chyba mówić o dyktaturze poprawności politycznej gdzie każde dziwactwo i wynaturzenie jest powszechnie akceptowane. Oczywiście pod warunkiem, że wyrażą na to zgodę media. Media, których obraz zdecydowanie mi się podobał. Autorka nie owija w bawełnę dziennikarze są w stanie zrobić wszystko dla lepszej oglądalności. Życie ludzkie i prawda nie liczą się już od lat.
Nie lepiej wyglądają oponenci Kapitolu. Z początku obawiałem się, że dostanę socjalistyczną agitkę ze wspaniałymi bojownikami o wolność robotników w tle. Na całe szczęście jest zupełnie inaczej. Estetyka rebelianckiego dystryktu to w zasadzie brak estetyki wszystko jest sterylne, podporządkowane schematom i utylitaryzmowi. Dodajmy do tego ostrą propagandę telewizyjną, racjonowanie żywność, kontrolę najdrobniejszych zachowań obywateli co nam to daje? Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich w fazie larwalnej.
Wróćmy jednak do bohaterki. Poza wojną zostaje ona wplątana w typowy wątek romansowy w stylu ich dwóch ona jedna. Wątek wprawdzie klasyczny, ale poprowadzony zgrabnie i ze smakiem. I tutaj znów autorka nie da się porwać schematom zwolenników erotyki przestrzegam kończy się tylko na dość niewinnych pocałunkach. Dwaj amanci to także ciekawe postacie z jednej strony mamy nieco pierdołowatego, ale ciepłego Peetę, z drugiej zaś twardego i niezwykle męskiego Gale'a. Cóż z tego, że bohaterka kocha tego drugiego, skoro los za wszelką podsuwa jej smętnego kochasia. Zakończenie całej tej miłosnej wymiany jest dość prawdopodobne choć dla mnie niezwykle irytujące. Zdaję sobie jednak sprawę, że takie denerwujące zachowania to domena płci pięknej stąd też z pokorą uznaję takie rozwiązanie akcji za realistyczne. Trochę gorzej jest w przypadku wątku wojennego. Byłoby zaskoczenie gdyby nie, zupełnie niepotrzebna rozmowa w ogrodzie różanym autorka daje wyraźne znaki co do tego jak postąpi bohaterka. Zupełnie niepotrzebnie traci odrobinę suspensu.
To jednak tylko łyżka dziegciu w beczce miodu. Bo trylogia Collins to powieści dla młodzieży najwyższych. Akcja prowadzona jest po mistrzowsku, napięcie zdaje się rosnąć z każdą stroną, a i z bohaterami można się utożsamiać. Jeśli dorzucę do tego kilka ważkich problemów, mamy naprawdę ciekawą pozycję. Dodatkowo starsi czytelnicy pobawią się w odnajdywanie ciekawych aluzji. Wprawdzie nie są one pokroju tych od mistrza Eco, ale i tak jest ciekawie zwłaszcza jeśli przypatrzymy się imionom bohaterów drugoplanowych i epizodycznych.
Mówiąc krótko polecam!